"Prowokacja pawłokomska"

Eugeniusz Misiło w artykule "Prowokacja pawłokomska" zamieszczonym w czasopiśmie „Wprost” z 21 maja 2006 roku dopuścił się rażących błędów i przeinaczeń, które mogą zaognić przyjazne obecnie stosunki polsko – ukraińskie. Pewne kwestie wymagają sprostowania.

Armię Krajową rozwiązano 19 stycznia 1945 roku. A jednak w artykule Eugeniusza Misiły uczestniczyła ona w wydarzeniach pawłokomskich 3 marca 1945 roku. Na tym nie koniec. Autor podaje: „29 IV 1945 w Siedliskach, w powiecie Brzozów doszło do podpisania porozumienia między przedstawicielami AK i OUN […]”. Wygląda na to, że autor odkrył nieznane dotąd fakty – AK tutaj wystąpiła bowiem jako organizacja działająca i zawierająca rozejmy i układy, występująca pod swoją nazwą ponad 3 miesiące po swym rozwiązaniu.

Zwraca również uwagę fragment „Sotnie UPA […], z uwagi na koncentrację wojsk radzieckich, […] przebywały w tym czasie daleko w Beskidach lub zostały rozformowane. W okolicznych wsiach ukraińskich istniały wyłącznie nieliczne i słabo uzbrojone oddziały samoobrony”. Zdaniem autora, owe wojska radzieckie, nie dostrzegłyby kilkusetosobowego (!) oddziału „AK”, lub tolerowałyby go na swoich tyłach. To lokalna samoobrona, nie zaś oddział „poakowski”, odegrała główną rolę w wydarzeniach pawłokomskich. Jeśli natomiast w tym kilkusetosobowym oddziale znajdowali się jacyś żołnierze byłej AK, nie uprawnia to do rozszerzania określenia „poakowski” aż na całą ogromną grupę, a tym bardziej, jak usiłuje to zrobić autor, użycia w stosunku do niej określenia AK.

Autor stosuje się proste porównania: UPA zamordowała kilku - Polacy 366 ludzi, Polacy zamordowali – UPA wygnała mieszkańców, darując im życie. Jest to oczywiste odwrócenie proporcji tragicznych wydarzeń II wojny światowej.

Eugeniusz Misiło stara się uniewinnić UPA i, sugerując działanie NKWD, pyta, jaki cel miałoby uprowadzenie siedmiu Polaków i Ukrainki? Tymczasem UPA na Kresach wymordowała również kilkanaście tysięcy Ukraińców, ukrywających Polaków, pochodzących z rodzin mieszanych lub po prostu sprzeciwiających się ich eksterminacyjnej polityce. Jedna Ukrainka nie zrobiłaby różnicy. Tym bardziej, że zginęła za przychylność Polakom.

Najbardziej wstrząsający w artykule jest fragment: „Hasło Ukraińcy za San nabrało wtedy dramatycznego znaczenia”. Autor dodatkowo całą dalszą część swego artykułu opatrzył tytułem „Ukraińcy za San”. Nie dość, że lansowanie takiego hasła przez Polaków mija się z prawdą, to następuje tutaj odwrócenie ról. Nacjonaliści Ukraińscy wymyślili bowiem hasło „Lachy za San”. Polacy, sami wybierając San jako granicę, musieliby się wyrzec i tak uszczuplonego już na wschodzie terytorium – czyli oddać te resztki, które im zostały. Podobnie dziwne było by gdyby Ukraińcy lansowali hasło „Polacy za Zbrucz”. Fragment ten można zinterpretować tak, jakby autor celowo pragnął utrwalić w umysłach Polaków San jako granicę lub domagał się obecnie korekt granicznych i przesunięcia granicy wschodniej RP na zachód.

Zastanawiać się można, czemu niektórzy autorzy ukraińscy, tacy jak Eugeniusz Misiło, uparcie twierdzą, że uczestniczką wydarzeń w Pawłokomie była Armia Krajowa, mimo że jako organizacja nie istniała od niemal 2 miesięcy. Oczywiście można powiedzieć, że nie ma różnicy pomiędzy oddziałem AK, a znikomą grupką byłych członków AK, nie posiadających prawa do używania tej nazwy. Przyjęcie, że nazwa nie ma tutaj żadnego znaczenia jest oczywistym błędem. Dochodzi tu do swoistej manipulacji: w kontekście wydarzeń pawłokomskich nazwa AK jest pewnym czynnikom ukraińskim - przeciwnym pojednaniu, bardzo potrzebna – realizują one bowiem konsekwentnie politykę przyrównywania AK do UPA. Ma ona wykazać, iż działania AK, podobnie jak działania UPA miały charakter zbrodniczy. Taka interpretacja poczynań AK ma równoważyć okrutną politykę masowych rzezi na Kresach, ze szczególnym uwzględnieniem Wołynia. Widać to jeszcze jaskrawiej w ostatnim zdaniu: „Nie chodziło zatem tylko o Pawłokomę, ale o zaplanowaną i dobrze zorganizowaną akcję ataków na wsie ukraińskie, położone w kilku sąsiednich powiatach”. Porównanie z masowymi i planowymi masakrami UPA na Kresach, w których zginęło, w absolutnie najmniejszych szacunkach, od 60 do70 tys. Polaków, nasuwa się czytelnikowi samo. Jest to więc nie tylko umyślne porównywanie czynów obu tak różnych organizacji, ale i próba zbudowania podobnej skali tragicznych wydarzeń.

Nie powinno się przy okazji tej uroczystości usilnie oczerniać AK. Najważniejszy jest fakt, że uczestnikami tragicznych wydarzeń byli nasi rodacy. To też jest najsmutniejsze. Dlatego prezydent na uroczystości przytoczył słowa modlitwy. Skala obu zbrodni jest tutaj absolutnie nieporównywalna. UPA dokonywała zbrodni dużo okrutniejszych i gorszych niż w Pawłokomie - codziennie. Ale przecież w tym fragmencie modlitwy, nie o porównanie chodzi. Chodzi o przebaczenie i odpuszczenie win, choćby nawet były one nieporównywalne. Autor najwyraźniej nie zrozumiał przesłanek uroczystości w Pawłokomie i nadal pragnie się licytować.

Aleksander Szycht
Damian Markowski
Arkadiusz Ślązak

Powrót
Licznik