Wielcy zapomniani

Rudolf Weigl - odkrywca szczepionki przeciwtyfusowej

Profesor Weigl był światowej sławy biologiem, którego kandydaturę czterokrotnie wysuwano do Nagrody Nobla. W Instytucie, w którym wynalazł pierwszą na świecie skuteczną szczepionkę przeciw durowi plamistemu, zatrudnił w czasie okupacji niemieckiej dziesiątki profesorów, młodzieży akademickiej i licealnej, a także wielu członków AK, ratując im tym samym życie. Do końca swoich dni był wierny Polsce, swojej wybranej Ojczyźnie, której nigdy nie zdradził.

Urodził się 2 września 1883 r. w Prerowie na Morawach. Jego rodzice byli Niemcami, jednak on sam wychowywany w Polsce czuł się zawsze Polakiem, uważając Polskę za swą jedyną Ojczyznę. Odrzucał więc stanowczo propozycje zmiany narodowości, jakie mu w czasie II wojny światowej składano. Studiował na Uniwersytecie we Lwowie nauki przyrodnicze, które ukończył w 1907 roku. Następnie doktoryzował się z zakresu cytologii, a w 1913 r. po habilitacji z zakresu zoologii, anatomii porównawczej i histologii jako profesor zwyczajny objął Zakład Biologii Ogólnej na Wydziale Lekarskim tej uczelni.

Okrył sławą naukę polską
W czasie I wojny światowej został powołany do wojska jako parazytolog i rozpoczął badania nad nękającą wówczas świat epidemiczną chorobą - tyfusem plamistym i roznoszącymi go wszami. Organizował badania nad durem plamistym, tworząc na Uniwersytecie Lwowskim pracownię badawczą. Jego prace zwieńczone zostały sukcesem, odkrył bowiem pierwszą na świecie skuteczną szczepionkę przeciwko durowi plamistemu. Profesor Stefan Kryński, który asystował prof. Rudolfowi Weiglowi w pracach nad szczepionką, wyjaśnia okoliczności jej wynalezienia: "W tym właśnie czasie brazylijski mikrobiolog, dr Rocha-Lima, odkrył zarazek wywołujący tę chorobę. Nie umiano go jednak hodować w warunkach laboratoryjnych, co uniemożliwiało przygotowanie szczepionki. Zarazek duru plamistego należy do tak zwanych riketsji, które choć są bakteriami, nie rozwijają się na sztucznych pożywkach, lecz podobnie jak wirusy mnożą się wyłącznie we wnętrzu żywej komórki. Pośrednim gospodarzem i przenosicielem zarazka duru plamistego, który się nazywa riketsją Prowazeka, jest wesz odzieżowa. Weigl wpadł na pomysł, by tego owada wykorzystać do hodowli zarazka i tą drogą uzyskać możliwość wyprodukowania szczepionki przeciw durowi plamistemu. Największy problem stanowił sposób, jakim można by sztucznie zakazić owada. I tu przyszedł z pomocą wielki talent eksperymentatorski Weigla, który ze szklanej rurki zwężonej na końcu do grubości włosa, ściętej skośnie i z oblepionymi brzegami skonstruował przyrząd umożliwiający wstrzyknięcie do jelita owada drogą doodbytniczą zawiesiny zarazka, który następnie intensywnie się rozmnaża w nabłonku żołądka gospodarza. Z zakażonych jelit, zmiażdżonych i odpowiednio oczyszczonych robi się szczepionkę".

W 1939 r. profesor Weigl wyjechał do Abisynii, gdzie pomagał w opanowaniu epidemii duru plamistego. Zdając sobie doskonale sprawę z faktu, iż Polska zagrożona jest wojną, przerwał prace i powrócił do niej. Wiedział, że będzie bardzo potrzebny w Ojczyźnie, ponieważ tam, gdzie trwają działania wojenne, pojawia się tyfus.

Od 1939 do 1944 r. prowadził więc badania w Instytucie Badań nad Durem Plamistym i Wirusami. Trzeba przypomnieć, że kiedyś dur plamisty był chorobą, która przerażała samą nazwą. Zginęło od niej więcej ludzi, niż w wielu wojnach padło od kul. Dlatego wynalazek naszego wielkiego uczonego miał dla ludzkości znaczenie rewolucyjne. Niósł nadzieję tysiącom ludzi, którzy bali się tej choroby jak ognia. Szczepionka była oczekiwana z niecierpliwością przez ówczesną medycynę. Wystarczy przytoczyć tutaj wypowiedź ojca Ruttena, który jako szef sanitarny misji belgijskich w Chinach pierwszy na większą skalę wypróbował szczepionkę prof. Weigla: "Najstraszliwszy nasz wróg tyfus plamisty... ta straszna choroba porwała nam więcej ofiar, niż wszystkie epidemie, niedomagania, morderstwa razem wzięte. Wystarczy powiedzieć, że spośród 130 ojców, zmarłych w latach 1906-1931, 88, a więc 70 proc., padło ofiarą tyfusu plamistego... Jakoś tak, przed ośmiu laty doszły nas wieści, że w dalekiej Polsce jeden z waszych uczonych wynalazł szczepionkę przeciwtyfusową o niezwykłej jakoby sile działania. Nazwisko tego profesora brzmiało Weigl, profesor Rudolf Weigl z Uniwersytetu Lwowskiego. Przyznam się, że z początku do tych wieści ustosunkowaliśmy się sceptycznie. Tyle już nam przecież w ciągu długich lat przedstawiano lekarstw i szczepionek przeciw tyfusowi, tyle razy zapewniano nas o ich absolutnej skuteczności, tyle pieniędzy wyłudzono na te próby. Tym razem jednak informacje wyglądały tak poważnie, że postanowiłem zainteresować się nimi bliżej. Od chwili rozpoczęcia szczepień, czyli od 7 lat, nie zdarzyło się, aby szczepiony misjonarz lub krajowiec umarł wskutek tyfusu plamistego. Wasza polska szczepionka uratowała życie nie tylko misjonarzom, ale tysiącom Chińczyków". Szczepionka przyniosła prof. Weiglowi światowy rozgłos. Stosowano ją w ogniskach epidemicznych w Europie, Afryce i Azji. Profesor Weigl otrzymał za to najwyższe odznaczenie papieskie - Order św. Grzegorza, odznaczenia belgijskie oraz członkostwo wielu instytucji naukowych, a jego kandydaturę wystawiono do Nagrody Nobla.

Wielki patriota
Do lwowskiego Instytutu prof. Weigla przyjeżdżali naukowcy z całego świata, by poznać sławnego naukowca i uczyć się jego metod badawczych. Odjeżdżali zauroczeni niezwykłą osobowością wielkiego indywidualisty. Obydwaj okupanci Lwowa, tak Sowieci, jak i Niemcy, szybko docenili znaczenie jego szczepionki dla swoich armii. Profesor jednak, choć pozwolili mu na kontynuację badań, nigdy nie poszedł z nimi na żadną współpracę. Nie skorzystał z propozycji przyjęcia tytułu akademika i dyrektury we Wszechzwiązkowej Akademii Nauk w Moskwie ani nie poszedł na układy z Niemcami, którzy mu takie proponowali. Przeciwnie, wykazał się wielkim patriotyzmem. Nigdy nie zaparł się swojej przybranej Ojczyzny i nie podpisał Reichslisty, którą mu niemieccy okupanci podsuwali. Nie przyjął również idącej za tym propozycji objęcia katedry w Berlinie i poparcia władz niemieckich dla wniosku o przyznanie mu Nagrody Nobla. Profesor Rudolf Weigl zawsze czuł głęboką odrazę do przemocy, której wyjątkowo brutalną formę niosła ze sobą wojna. Wyrazem buntu przeciwko niej był fakt, iż nie wziął udziału w uroczystości otwarcia we Lwowie filii Instytutu Behringa, której dokonać miał gubernator Hans Frank, moralny morderca grupy lwowskich profesorów, straconych na Wzgórzach Wuleckich.

Dzięki temu, że w czasie okupacji niemieckiej Lwowa prof. Weigl zatrudnił w Instytucie Produkcji Szczepionki wielu pracowników jako żywicieli wszy, uratował życie kilku tysiącom przedstawicieli polskiej inteligencji, w tym m.in. prof. Stefanowi Banachowi i prof. Eugeniuszowi Romerowi. "Wskutek patriotycznej postawy profesora Weigla i jego pracowników w czasie okupacji niemieckiej wzrosło znaczenie Instytutu jako ośrodka pełniącego funkcje osłonowe w stosunku do ludności polskiej, a zwłaszcza osób związanych z życiem konspiracyjnym. Wielkie w tym zakresie znaczenie miała możliwość uzyskiwania legitymacji zakładowych na blankietach firmowanych przez Oberkomando der Wehrmacht, dających swobodę poruszania się bez obawy zatrzymania w akcjach policyjnych, takich jak łapanki i wywozy do Niemiec na roboty. Legitymacje Instytutu stwarzały osobom związanym z konspiracją możliwość swobodnego poruszania się po mieście. W przypadku karmicieli wszy laboratoryjnych istniało uzasadnienie do co najmniej dwukrotnego wychodzenia z domu w ciągu dnia i wykorzystywania swobodnego czasu na cele konspiracyjne. Z tych względów osoby związane w wielkim zakresie z działalnością podziemną pracowały przeważnie w Instytucie jako karmiciele. Karmicielem wszy był między innymi szef sztabu Lwowskiego Okręgu AK major Karol Borkowiec (pseudonim 'Zenek'), były adiutant dowódcy 19 pułku piechoty Odsieczy Lwowa, który bardzo wysoko oceniał zasługi Instytutu dla AK. Karmicielką wszy była również docent Uniwersytetu Jana Kazimierza Stefania Skwarczyńska, która wówczas sprawowała kierownicze funkcje w podziemnych wydawnictwach. W zespole doktora Henryka Mosinga pracował Tadeusz Garliński, ściśle związany z konspiracyjną Delegaturą Rządu" - pisze Jerzy Gardynik w opracowaniu "Rola Instytutu Tyfusowego profesora Rudolfa Weigla w osłonie ludności i konspiracji polskiej w okupowanym Lwowie".

Mimo ciężkich warunków, jakie istniały w okresie okupacji, prof. Weigl potrafił z wyłączonymi spod niemieckiej kontroli pracownikami stworzyć w Instytucie atmosferę sprzyjającą ożywionej działalności naukowej. Profesor Alfred Jahn w książce "Z Kleparowa w świat szeroki" wspomina: "U Weigla pracował prawie cały Uniwersytet Lwowski. Gdy karmiłem wszy, obok mnie siadywał znany lwowski psycholog profesor Kreutz, w pobliżu widziałem sławnego matematyka profesora Banacha". Przy zwiększonej produkcji szczepionki dla celów okupanta znaczna jej część, pomimo ścisłej niemieckiej kontroli, dostarczana była przez współpracowników profesora do leśnych zgrupowań AK, lwowskiego i warszawskiego getta, a nawet do obozów koncentracyjnych w Oświęcimiu i Majdanku. Jednym z dostarczycieli szczepionki był dr Mosing, który pod pretekstem wypróbowywania jej wartości uodpornił szczepionką kilka tysięcy ludzi najbardziej zagrożonych osadzeniem w więzieniu lub obozie. Narażając siebie i prof. Weigla na wielkie niebezpieczeństwo, zaszczepił nią również dzieci z sierocińca Braci Albertynów we Lwowie, a także alumnów i wykładowców rzymskokatolickiego seminarium lwowskiego i grupy inteligencji lwowskiej.

Skazany na zapomnienie
Wiosną 1944 r., gdy ponownie miały wkroczyć do Lwowa wojska sowieckie, prof. Weigl - kierując się obowiązkiem patriotycznym - nie przyjął propozycji niemieckiej, aby ewakuować się ze Lwowa do Niemiec, lecz wyjechał do Krościenka. Nie chciał opuścić swojej Ojczyzny. Po wojnie pracował w Katedrze Bakteriologii Ogólnej Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, a następnie w Katedrze Biologii Ogólnej Uniwersytetu Poznańskiego. "Kim był Weigl? Nie był jednym z tych rzemieślników nauki, jakich jest wielu, lecz był uczonym w całym tego słowa znaczeniu, jakich jest mało, był w nauce artystą na wzór tych romantycznych łowców mikrobów z XIX wieku. Nauka nie stanowiła dlań drogi do kariery, bo tym pogardzał, nauka była jego największą, kto wie, czy nie jedyną prawdziwą miłością życia. (...) Nie znosił reklamy, uważając ją za niegodną uczonego, nie lubił publicznych wystąpień i miał abominację do pióra, natomiast chętnie prowadził w swej pracowni często bardzo gorące dyskusje, w czasie których jego żywa wyobraźnia tworzyła koncepcje, z których wiele miało się zrealizować w przyszłości. Do Weigla przybywali uczeni z całego świata i z przeprowadzonych z nim rozmów czerpali inspirację do swych badań. Był niezwykle utalentowanym eksperymentatorem, bardzo pomysłowym i precyzyjnym w wykonaniu. Każde doświadczenie obwarował dziesiątkami badań kontrolnych i powtarzał wiele razy. Nie uznawał wyników niejednoznacznych, spowodowanych - jego zdaniem - błędami w eksperymencie. Nam, uczniom swoim, przekazał bezinteresowną miłość nauki i bezwzględną uczciwość w pracy" - pisze Kryński. Profesor Rudolf Weigl - odkrywca pierwszej w świecie skutecznej szczepionki przeciwtyfusowej - był jednostką nieprzeciętną zarówno jako uczony, jak i człowiek. Jednak dla władz PRL-u aż do swojej śmierci w 1957 r. był persona non grata. Nie należał nigdy do entuzjastów powojennego ustroju politycznego Polski, za co spotkały go różne szykany. Z racji wysokiej pozycji w świecie naukowym władze PRL-u tolerowały profesora, ale przy każdej nadarzającej się okazji szukały pretekstu do zdyskredytowania go w opinii ludzi. Danuta Nespiak w artykule pt. "Profesor Rudolf Weigl był Polakiem z wyboru" pisze: "Autentyczny humanizm profesora Rudolfa Weigla, odraza do totalitaryzmów hitlerowskiego i sowieckiego nie ułatwiły mu życia po wojnie w PRL-u. Dla biologa o światowej sławie zabrakło miejsca w Polskiej Akademii Nauk, są przypuszczenia, że władze PRL zachowały się dwuznacznie, kiedy w 1948 r. Weigl miał szansę w otrzymaniu Nagrody Nobla. Wielką krzywdę wyrządzili mu też dwaj koledzy uniwersyteccy z Krakowa, oskarżając go o kolaborację". Rudolf Weigl zmarł 11 sierpnia 1957 r. w Zakopanem i został pochowany na cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

Piotr Czartoryski-Sziler


Tekst pochodzi z gazety "Nasz Dziennik"

Materiał umieszczono za zgodą Redakcji. Wszystkie prawa zastrzeżone dla Redakcji gazety „Nasz Dziennik”

Powrót
Licznik

  Licznik