Janusz Cisek

O Amerykanach w obronie Lwowa i Kresów Wschodnich

O Kościuszce i Pułaskim uczy się każde polskie dziecko. Okazuje się, że nie tylko polskie. W Stanach Zjednoczonych od szeregu lat, by nie powiedzieć dziesięcioleci, ukazują się książki i wydawnictwa, przypomina o rocznicach prasa i media. Mało tego, corocznie, i to od lat 1930. ubiegłego stulecia, prezydenci Stanów Zjednoczonych wydają uroczystą proklamację ku czci Pułaskiego i corocznie od tego czasu nowojorską Piąta. Aleją przesuwa się wielotysięczna parada. Zarówno Kościuszko, jak i Pułaski stali się symbolami uwypuklającymi zamiłowanie do wolności i demokracji. Nie sposób nawet wymienić wszystkie miejsca szczycące się pomnikami któregoś z tych dwóch bohaterów, jedno wszakże jest pewne: w Stanach Zjednoczonych jest ich nieporównanie więcej aniżeli nad Wisłą. Dość powiedzieć, że w najsławniejszej akademii wojskowej w West Point stoi wspaniały monument Kościuszki, a od wizyty u stóp twórcy tej akademii rozpoczynają edukację późniejsi oficerowie owej najsprawniejszej obecnie armii świata. A gdyby ktokolwiek zadał sobie trud przewertowania książek adresowych czy nawet map, dowie się, ile miejscowości nosi ich imiona, nie licząc mostów, stacji metra i ulic chociażby w samym Nowym Jorku i jego okolicach. Innymi słowy, jest to chyba jedyna dziedzina, w której to my jesteśmy dłużnikami Stanów Zjednoczonych. Dlaczego? Otóż okazuje się, że nasze dzieci nie uczą się w szkołach o Amerykanach, którzy bronili Rzeczpospolitej w godzinie największej próby. Byli bowiem i tacy, a ich bohaterstwo nie odbiegało od dzielności Kościuszki czy Pułaskiego. Równie trudno doszukać się nazw ulic czy miejsc upamiętniających grupę amerykańskich lotników, którzy podczas wojny 1920 roku przybyli nam z odsieczą. Nawet pomnik wzniesiony w 1925 roku na Cmentarzu Obrońców Lwowa wciąż nie został po zniszczeniach czasów komunistycznych odbudowany.

Kim byli bohaterowie wyprawy na Kijów i obrony Lwowa z 1920 roku? Jak to się stało, że trafili akurat na najdalsze obrzeża Europy, gdzie o ich czynach nie pisała prasa, gdzie nie znali języka, gdzie trudno było zapracować na awans w rodzimej armii i gdzie w przypadku dostania się do niewoli groziła natychmiastowa śmierć. Jakie motywy skłoniły do tego kroku? Gdy kończyła się I wojna światowa, we Francji znajdował się kilkusettysięczny Amerykański Korpus Ekspedycyjny dowodzony przez gen. Johna Pershinga. W jego siłach lotniczych zdobywali doświadczenie lotnicy, z których część nie zamierzała powracać za Ocean. Dla jednego z nich, kapitana Meriana Coopera , sprawa była cokolwiek donioślejsza. Jego pradziad pułkownik John Cooper walczył pod Savannah wraz z Kazimierzem Pułaskim i był świadkiem jego śmierci. Pamięć o tym zapadła tak głęboko w tradycję rodzinną, że młody Cooper postanowił spłacić Polsce dług wdzięczności. Pisał, że w rodzinie traktowano to jako nakaz. Zdecydował więc przyjechać do Polski. Trafił tu w lutym 1919 roku w ramach misji ARA (American Relief Administration), która pod kierunkiem późniejszego prezydenta Herberta Hoovera niosła pomoc zniszczonej Europie. Jednym z największych beneficjentów pomocy była odradzająca się Rzeczpospolita. Dosłownie setki tysięcy dzieci zawdzięczały misji ciepłą codzienną, strawę, a nawet pomoc medyczną. Cooper przydzielony został do misji żywnościowej we Lwowie i tu rzucił się w wir akcji humanitarnej. Widziano go na najbardziej zagrożonych odcinkach, gdzie z narażeniem życia docierał do potrzebujących. Inicjował nowe formy pomocy, apelował o ofiarność, wskazywał przykładem i pomysłowością, jak należy działać. Tu także poznał generała Tadeusza Rozwadowskiego, któremu wyjawił, że gotów jest służyć Polsce także na linii frontu. A ponieważ był lotnikiem, zaś oficerów tej broni bardzo brakowało, Rozwadowski natychmiast ocenił doniosłość oferty. Najpewniej za jego namową w dniu 29 kwietnia 1919 Cooper napisał do Naczelnika Państwa list, w którym wyjawił swe zamiary i motywy. Już na początku maja doszło do bezpośredniego spotkania i tu najprawdopodobniej a brak na ten temat pisemnej relacji wyjawił Piłsudskiemu, że gotów jest udać się do Paryża i zebrać szwadron lotników amerykańskich gotowych do służby w Polsce. Bez większych problemów otrzymał zielone światło i już w pierwszych dniach lipca 1919 roku pojawił się nad Sekwaną. Pierwszym, który odpowiedział na jego apel, był sławny już wówczas ppłk Cedric Fauntleroy . Posiadając takiego sojusznika, szybko znalazł kilku dalszych doświadczonych pilotów. Mimo że szczerze wyjaśnił im trudności, łącznie z brakiem lotnisk, odpowiedniego parku i niskim żołdem, wynoszącym zaledwie ułamek tego, co dotychczas otrzymywali, wszyscy bez wahania zgodzili się na wyjazd. W motywacji która, podawali, przewijał się motyw wdzięczności za czyny Pułaskiego i Kościuszki, pragnienie walki z bezbożnym komunizmem i pomocy sojusznikowi Stanów Zjednoczonych. Cooper opisywał barwnie walkę kobiet i dzieci na ulicach oblężonego Lwowa, co dodatkowo mobilizowało do wyjazdu.

Nastąpił on w połowie września 1919 roku. Zaraz po spotkaniu z Piłsudskim grupa ośmiu lotników przybyła na podlwowskie lotnisko na Lewandówce, które stało się bazą słynnej 7 Eskadry, zwanej potem Kościuszkowską. Nadawali jej ton amerykańscy piloci, choć służyli tam także Polacy. Podczas wyprawy na Kijów w kwietniu 1920 roku przypadły im ważne i odpowiedzialne zadania. Wyprzedzali ruchy wojsk informując o posunięciach bolszewików i skutecznie ich zwalczając. Przypisuje im się wypracowanie nowej taktyki zwalczania kawalerii, polegającej na falowym atakowaniu i ostrzeliwaniu wzdłuż maszerującej kolumny wroga na bardzo niskiej wysokości. Powodowało to nie tylko ogromne straty, ale i panikę koni, a w konsekwencji długotrwałą dezorganizację marszu. O skuteczności tych ataków zaświadczają meldunki samego dowódcy I Konnej Armii, słynnego Siemiona Budionnego. Lotnicy zwalczali także piechotę, a nawet flotę rzeczną bolszewików operującą na Dnieprze. Powstały na ten temat nawet malarskie impresje. Amerykanie stacjonowali wówczas na Poście Wołyńskim, lotnisku używanym wcześniej przez bolszewików.

Jeszcze większe dowody bohaterstwa stały się ich udziałem w odwrocie spod Kijowa. W jednym przypadku Fauntleroy zauważył podczas rekonesansu powietrznego koncentrację bolszewików czatujących na polski transport kolejowy. Jechało nim około 2000 żołnierzy, których życie mogło znaleźć się w poważnym zagrożeniu. Fauntleroy ostrzegł maszynistę, wylądował wzdłuż torów i złożył odpowiedni meldunek. Polacy z potencjalnych ofiar zamienili się w czatujących na niedoszłych triumfatorów. Największą jednak wdzięczność zdobyli w drugiej obronie Lwowa w sierpniu 1920 roku. Gdy kozacy Budionnego podeszli pod Lwów, to właśnie amerykańscy lotnicy najskuteczniej nękali go nalotami. Wypełniali tym samym liczne luki w linii frontowej otaczającej miasto. W kilku przypadkach skutecznie powstrzymało to podchodzenie bolszewików pod mury wiernego miasta. Także i ten fakt potwierdzony jest w licznych materiałach. Bohaterstwo Amerykanów poświadczają, nie tylko rozkazy pochwalne przełożonych, ale nawet fakt, że Fauntleroy mianowany został dowódcą lotnictwa całego Frontu Południowego. Warto to podkreślić, bo nawet dziś powierzenie obcemu oficerowi tak ważnego odcinka służby w tak przełomowym momencie wciąż nie jest standardem.

Pomnik lotników amerykańskich na Cmentarzu Obrońców Lwowa - stan przedwojenny Lwów pamiętał o swych bohaterach1. Amerykanie uhonorowani zostali w sposób wyjątkowy. Na Cmentarzu Obrońców Lwowa odsłonięto im w maju 1925 roku wspaniały pomnik, wystawiony staraniem Związku Narodowego Polskiego z Chicago. Od tego czasu był on obiektem szczególnej troski władz miasta, harcerzy i weteranów wojny. Często na uroczystości przylatywała z Warszawy eskadra nosząca dumne miano Kościuszkowskiej, pojawiali się urzędnicy ambasady i konsulatu Stanów Zjednoczonych.

Jak cały cmentarz, tak i pomnik uległ całkowitej dewastacji już w latach 1950. Część nekropolii zamieniono w wysypisko, a część służyła jako zajezdnia samochodowa. 25 sierpnia 1971 roku czołgi sowieckie zrównały cmentarz z ziemią. Gdy po roku 1989 rozpoczęły się prace nad rekonstrukcją cmentarza, dla władz ukraińskich problemem pozostawał niezmiennie pomnik poświęcony Amerykanom. Pomnik lotników amerykańskich na Cmentarzu Obrońców Lwowa - stan obecny Nie chciały się zgodzić na napis sugerujący, że bronili oni Rzeczypospolitej, a tym samym Lwowa. Pragnęli przypisać im rolę, której w istocie nie pełnili ani pełnić nie zamierzali. Ich walka nie była wszak kampanią na rzecz Ukrainy, tak jak sugerować miał projekt autorstwa współczesnych lwowskich samorządowców. Niezależnie od przeszkód dojdzie przecież kiedyś do rekonstrukcji i nadania pomnikowi właściwej rangi. To jednak, moim zdaniem, nie powinno wyczerpywać sprawy. Byłoby wskazane, aby Lwów, jeśli chce pamiętać o swojej historii a w równym stopniu i inne miasta uhonorował bohaterów z drugiej półkuli. W zalewie taniej bohaterszczyzny można przecież wystąpić o upamiętnienie lotników imieniem jednej ze szkół, skwerów czy ulicy. Bo taki akurat dług mamy jeszcze do spłacenia.


JANUSZ CISEK, ur. 1955 w Stalowej Woli. Historyk, absolwent UJ, dr hab. Pracownik kolejno Wojew. Archiwum Państw, w Krakowie, Instytutu J. Piłsudskiego w Nowym Jorku (i jego dyrektor, 1989-2000), Ministerstwa Kultury (2000-02), obecnie prac. naukowy UJ. Były wiceprezydent Stalowej Woli (2002-03).


Przypisy:

Cedric E. Fauntleroy Merian C. Cooper
Fotografie lotników amerykańskich (od lewej: Cedric E. Fauntleroy i Merian C. Cooper)
pochodzą ze strony http://freerepublic.com/focus/f-vetscor/1075799/posts?page=90

1 Lotnicza Eskadra Myśliwska im. Tadeusza Kościuszki liczyła 16 ochotników amerykańskich. Na Cmentarzu Obrońców Lwowa pochowani są trzej z nich polegli w walkach o niepodległość Polski:
  • Edmund P. Graves, porucznik W. P. ur. w 1891 w Boston Mass, zginął 22 XI 1919 we Lwowie;
  • Arthur H. Kelly, kapitan W. P. ur. w 1890 r w Virginia Richmond, zginął 16 VII 1920 pod Łuckiem;
  • G. Mac Callum, porucznik W. P. ur. w 1890 w Detroit, zginął 31 VIII 1920 pod Lwowem.
    (przypis autora strony)

  • Artykuł pochodzi z kwartalnika Cracovia Leopolis nr 4(40)/2004

    Copyright © 2004 Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich.
    Oddział w Krakowie.
    Wszystkie prawa zastrzeżone.

    Powrót
    Licznik