Krystyna Gorczyńska

Listy od wywiezionych

Od Redakcji
10 lutego (1996 r.) mija 56 lat od jednego z największych wywozów obywateli polskich z okupowanych Kresów Wschodnich w głąb azjatyckich terenów ZSRR. O tragedii tych ludzi mówią publikowane w poniższym artykule listy.

W czasie masowych wywozów zimą 1940 r. było wielu krewnych i znajomych moich rodziców. Wszyscy, Ci których przymusowo wywieziono na wschód, wyrwani nagle z domów, przeważnie nie mieli możliwości zabrać ze sobą wielu niezbędnych rzeczy, odzieży i żywności. Dlatego też pisali listy i kartki z prośbą o pomoc. Część tej korespondencji zachowała się u nas do dziś i warto ją przedstawić i zastanowić się nad tym co ci ludzie przeżywali na skutek przymusowej zmiany miejsca i sposobu życia. Jakim była dla nich szokiem. Rodzice moi starali się wysyłać do wszystkich paczki lub pieniądze. Nie było to proste- Władze sowiecki bowiem wyznaczyły miejscowości i urzędy pocztowe, które mogły przyjmować pac/Jki. Nie zawsze było to możliwe we Lwowie. Co jakiś czas i miejscowości i urzędy były zmieniane. Naturalnie znaleźli się we Lwowie ludzie, którzy za odpłatnością jeździli i nadawali paczki. Musieli też być pierwszymi w kolejce bo przeważnie poczta przyjmowała 10 do 20 paczek. Paczki musiały być owinięte i zaszyte i jeszcze osznurowane. W każdej paczce była kasza, cukier, słonina, cebula oraz w zależności od możliwości bielizna i coś z odzieży. Dla osób zesłanych paczka taka dawała możliwość przeżycia przez 1-2 miesiące. Ale osoby te prosiły też o listy i wiadomości gdyż te podtrzymywały je na duchu. Co ci ludzie przeżywali niech świadczą przytoczone poniżej listy.

Pierwszy list pisany jest przez Krystynę Romańską, wychowanicę Wacława Romańskiego (kuzyna Ojca) wraz z nim wywiezioną z Pińska do obł. Archangielskiej. List ten pisany był do Stanisławy Nowakowskiej w Pińsku, która wraz z mężem została zatrzymana przy przekraczaniu granicy i skazana na pobył; w obozie karnym. Los jej męża został nieznany. List nie dotarł więc do adresatki i przesiany został do nas do Lwowa przez Marylę Cemerowską 17.IV.1940 r. z Pińska. Autorka listu miała około 17 lat.

Drodzy Wujostwo! Pisałam do Was zaraz po przyjeździe na miejsce to jest miesiąc temu i żadnej odpowiedzi nie mamy, choć dużo z naszych otrzymało już odpowiedź na swoje listy. Co noc mi się śni dom, co noc do niego dążę, ale te myśli trzeba JUŻ sobie wybić z głowy, bo my JUŻ tu zostaniemy na zawsze. Może jakoś urządzimy życie i we dwójkę zarobimy na życie. Teraz na skutek zawarcia pokoju z Finlandią byt nasz się pewnie znacznie polepszy, bo dowóz produktów będzie łatwiejszy i w ogóle spokój w sowieckiej Rosji odbije się dobrobytem na naszem życiu. Narazić ciężko bo to zmiana klimatu i warunków wpływa na to. Wszystko mamy, herbata z 2 cukierkami 15 kop. chleb 2-3 r l kg. Kartofli zupełnie nie ma ani jarzyn. Dobrze jest, tylko nie ma siły do pracy, ale czasem wszystko będzie. Wczoraj było zebranie, więc mówili nam żebyśmy sobie sprowadzili nasiona i zakładali ogrody. Ale nie wiemy jak to urządzić bo jeżeli się calutki dzień Jest przy pracy w lesie to potem trudno myśleć o ogrodzie. Zupa mięsna z l gr mięsa. Wuj jakoś pracuje, zarobił już 65 rub. ja chodziłam, a raczej poszłam do odrzucania śniegu na kolei i po 2 godz. wróciłam bo zupełnie nie mam sił, a pracować trzeba obowiązkowo. Miejscowy lekarz stwierdził u mnie gruźlicę i na podstawie tego nie zmuszają mnie narazić do pracy, choć z dnia na dzień pójdę, bo we dwoje z Wuja pracy nie wyżyjemy to raz, a po wtóre bezczynność może człowieka zabić, l porcja zupy 93 kop. jeżeli jest, ale bardzo smaczna i pożywna. Drodzy i Kochani! Wuj nie będzie pisał ho jest przy pracy a jak wróci to zaraz kładzie się i leży bez ruchu, więc dlatego piszę !'a za niego i siebie, wszak organizm człowieka zużywa się jak każda maszyna. Dziękujemy Warn bardzo za podane nam produkty do wagonu. Nie mogę pisać, myśli się wiążą ale nie tak /ak potrzeba. Słowem dobrze jest, a idzie wszystko do lepszego jak się rozgospodarujemy, jak sami widzicie ceny są dostępne jeżeli jest co i za co kupić. Powoli zarobimy na utrzymanie i odzież. Tunio jest z nami, pracuj e przy piłowaniu drzewa. Czeka też wieści od Was i adresu Maryli bo chce żeby mu coś niecoś przysłać z pozostawionych rzeczy, bo wszystko będzie i jest, ale chce żeby mu przysłała rzeczy pozostawione. Można przesłać pieniądze i paczki do 8 kg. Tunio prosi żeby Marylka wzięła jego pieniądze u Staniszewskiej i kupiła machorki, zapałek, może płótna jakiegoś do uszycia spodni i przy słała jemu, a ja dodam od siebie niech przyśle jemu jakiegoś tłuszczu, choćby tylko margaryny, naturalnie jeżeli to można jeszcze u Was dostać. O Dziutku i Cioci Zosi dalej nic nie wiemy, może pisała do Was to przyszlijcie ich adres. Gdzie Jest Ciocia Jadzia. A wujcio Józio pisał? Czy jest w Warszawie? W ogóle proszę napisać co ze znajomymi się dzieje. Gdzie jest p. Pola S., Szelowie itd. Bo choć się już nie zobaczymy to jednak chcemy wiedzieć co się dzieje u Was. U nas zima, mrozy i śniegi wyżej pasa. Tumowi paczkę proszę zapakować w pudełko z duchty. Z nami jest cioteczna siostra Bronki Budziszewskiej i Henochowa, bo trafiliśmy w szalon drohicki. Pod Moskwą nasz wagon się popsuł więc przerzucili nasz z szalonu Pińskiego w Drohicki. Więc ci co byli z nami w wagonie z naszych stron to ci i są. Jest Past, Poleszuk (to Maryla będzie wiedziała), Poleszuk z Kacek, no i Tunio, reszta z powiatu Drohickiego. Na naszym posiołku jest nas koło 1000, a może i więcej osób. Tak wszystko wszystkim, ale za tę "psią kaszę " Ciociu to Bóg mnie w zupełności dostatecznie ukarał. Trudno, z pokorą to znoszę dopóki sił starczy, byleby Wuj jakoś się trzymał fizycznie bo moralnie dobrze jest. Do Tunia taki sam adres, tylko barak nr 4, a nasz 18. Czekamy od Was z wielką niecierpliwością na list. Proszę Tuniowi włożyć do paczki parę kopert i znaczków, może koszulę. W wagonie nie zdążyliśmy się pożegnać ani nic powiedzieć, ale dziękujemy Warn moi najdrożsi za wszystko coście dla nas uczynili, l proszę, szczególnie ja zachowajcie pamięć o nas dobrą. Ja dzielnie staram się towarzyszyć wujciowi na nowej drodze życia, może Bóg nam pomoże, a wy też proście Boga nie o powrót ale lekką śmierć, bo my już tu na zawsze. Całujemy Was oboje serdecznie i mocno nasi drodzy i kochani, a tak od nas oddaleni teraz Krysia i Wacław. Wujek już przyszedł z pracy ale już śpi, więc nie mam serca go budzić, a jutro o piątej według tutejszego czasu musi wstać i ja też żeby pójść do stołowej w kolejkę po śniadanie. Bo teraz zawsze rozchodząc się żegnamy się. Jeszcze raz całujemy Was mocno. Marylce również serdeczne pozdrowienia przesyłamy i ucałowania, oraz wszystkim znajomym. Czy Danilewicze są w Pińsku? Prosimy o znaczki lub karty pocztowe i atrament. Napiszcie jak w Waszym ogródku, choć z bólem serca ale przeczytamy chciwie. Kwiaty, ptaki, bo u nas tylko martwota.

Ten list pisany 24.III. 1940 r. z obłasti Archangielskiej Nuchto-Ozerskij lesopunkt, barak 18

A to kartka Emeryka Łopuszańskiego, kuzyna mego Ojca pisana 21.VIII.1940 r.

Kochany Heniu! Co u Was słychać dobrego, co się dzieje ze wszystkimi z Ludkiem. Kawusią, Welusią. Czy Zbysio uczy się? Czy miałeś listy od rodziny. Czy otrzymałeś moje dwa listy? Bądź dobry wyszlij za zaliczeniem pocztowym 2 kg tłuszczu, machorki, trochę cukru lub cukierków i jakąś starą zupełnie niepotrzebną dla Ciebie marynarką. Trudno, stało się tak, że jestem goły, ale wytrzymam wszystko żyjąc nadzieją, mam zdrowie, a to dziś najważniejsze. Strasznie jestem niespokojny o Was wszystkich więc proszę o natychmiastową obszerną odpowiedź. Przyszli] kaszy jaglanej lub innej, wszystko za zaliczeniem pocztowym nad adresem Nowosybirska Obłast Zyrianskij rejon, wieś Malinowka 245/3 Wyślij zaraz bo tu nic kupić nie można. Paczki możesz wysłać co 3 tygodnie lub 4 tygodnie to już wytrzymam wszystko.
Ściskam Was wszystkich mocno i serdecznie Emek.
Nie zaszkodzi kawałek płótna lub materiału na łaty.

A teraz 3 kartki pisane przez panią St. Malankiewicz (przypuszczalnie pacjentka Ojca) z Boryasoromanowki obł. Kustanajskaja, Kazachstan. Kartki niezbyt czytelne.

Kartka z 19.V. 1940 r.

Kochani Państwo! Piszę z dalekiej krainy z Syberii. Zabrali nas l3.IV. a męża 9.1V. Los nas nie szczędził. Siedzimy od 25. IV. w zapadłej wsi. Lepianki przeważnie. Od stacji 55 km. Mieszkamy po domach gdzie brud. Pracujemy w polu a w zamian dotąd dostaliśmy zaledwie po pudzie ciemnej mąki na rodzinę. Poza tym nie troszczą się nic o nas - skąd mamy (?) z czego żyjemy. Boję się przyszłości, nie chcę myśleć. Wisła przez 10 dni miała gorączkę. Ani lekarska, no rozpacz, ani rozpacz, ani ulżyć, drugi dzień jest lepiej. Temperatura niżej 35°. Tutaj zimno, śnieg padał i rano ziemia zamarznięta. Stale wichry i stepy. Nigdzie drzewka nie zobaczy. Smutny krajobraz. My marzniemy bardzo nie wzięłam zaledwie 2 cienkie koce -b. mato. Straciłam zupełnie głowę jak przyszli. Pieniędzy nie mam, ciężko nam żyć. Naczynia nie wzięłam, zależna jestem od gospodyni, a dziś mi powiedziała, że nie da powdy. Jak i z czego żyć - tragedia. O ile dojdzie kartka ratujcie nas, piszcie i przyślijcie co. Serdeczne pozdrowienia i ukłony. Pisałam do wielu znajomych, ale czy ich zastanę. Jest tutaj 30 osób, a w pobliżu też są. Czy Typrowiczowa jest?
Piszcie.

Kartka z 27. VI. 1940 r.

Kochana Pani!
Dziś dopiero podziękować mogę za pieniądze, tylko gorące Bóg zapłać. Może Bóg pozwoli kiedyś odwdzięczyć się Kochanej Pani. Liczyłam na to, że będę mogła wrócić jak przyjdą nasze pieniądze z NKWD. Okazuje się, że nic nam nie wypłacą i nie troszczą się nami tutaj w ogóle. Każdy żyje własnym przemysłem. Nam z Wisłą będzie bardzo ciężko żyć. Liczyłam na Lwów, zostawiając mieszkanie całe znajomej. Zawiodłam się na niej. Podobno nic nie uratowali, rozkradli prawie wszystko. Ze sobą b. mało wzięłam. Lęk przed przyszłością. Nasza praca dwudziestoletnia zrujnowana. Wista chorowała przeszło 10 dni wysoka gorączka - osłabiona. W samą porę dostałam pieniądze od wielu znajomych i paczkę też ud dobrych znajomych. Tutaj nic nie dostanie. We wsi ciężko o czarny chleb, a mleko 2 rb. litr, jajka 50 kop., poza tem nic. Jest nas tutaj 30 osób razem. Mieszkamy wszyscy obecnie w szkole. O tyle nam milej i przyjemniej wspólnie. Proszę się dowiedzieć czy p. Czyżewscy są. Pisałam i do nich, żadnej odpowiedzi. O mężu nic nie wiem. Ciężko i smutno żyć.
Serdeczne pozdrowienia i ucałowania ślemy
St. Malan.

Kartka z 25 .V. 1941 r.

Kochana Pani. bardzo Pani dziękuję za pamięć o nas, oby tylko ta pomoc była. Jest nam b. potrzebna. Po ostrej i ciężkiej zimie trudno nam przyjdzie żyć w tych warunkach, gdzie jesteśmy wyczerpane fizycznie - nerwowo - materialnie. Drożyzna tutaj szalona i ciężko co kupić. Czarna mąka pud. 100-130 rubli, tłuszcz 40-50 rubli. Pieniądze jakie dostałam za rzeczy, jeśli się skończą nie wiem z czego żyć będziemy alej. O mężu nic nie wiem gdzie się znajduje. Co u Państwa? Co p. Zbyszek porabia? Czy mogłabym prosić o książki dla Wiśki? ~ łacina początki, lektura i z literatury - a mapki Europy, Afryki i Azji przydałyby się nam. Sytuacja beznadziejna, smutek i rozpacz mnie ogarnia.
Łączę serdeczne pozdrowienia i ucałowania.
S. Malankiewicz.

A teraz list p. Zofii Szafranowej z 29. V. 1949 r. znajomej rodziców.

Kochani Państwo! Piszę do Was z daleka nie mając nikogo swojego bliskiego. Jestem w Men-Buiak na fermie 4. Są tutaj lekarki Liebesowa z mężem i synkiem. Finsterbuszowa, Grafowa, Kurzrokowa-Borkowska, Szawłowska z dziećmi i wielu innych. Władzio został. Drodzy moi mam do Was prośbę - nadajcie do mnie depeszę, że wiecie o mnie, to mi ulży w tęsknocie. Adres i tekst po rosyjsku. Tylko list trzeba adresować po rosyjsku a tekst po polsku. Napiszcie. List najlepiej pocztą lotniczą. Już po wszystkich znajomych pisałam i do moich sąsiadów Dr Draków, a nikt nie daje znaku życia. Droga pani Ziuniu! Znając złote pani serduszko błagam panią ażeby była łaskawą wstąpić do dozorcowej Marcinowej w kamienicy gdzie mieszkaliśmy i zapytać ją gdzie jest Anielcia moja wierna pomocnica. Jeżeli w mieszkaniu dawnym niech fą zawoła na dół do siebie, a Pani będzie łaskawa przeczytać jej list. Ze myślę o niej i martwię się jak sobie daję radę. Czy watowała coś z rzeczy. Niech bieliznę moją, którą jej darowałam po sztuczce sprzedaje i z tego żyje, albo pojedzie do Andzi Sz. Staszkowej i co może weźmie. Niech napisze do mnie. Gdyby miała coś z prowiantów moich to niech przyśle - w listach poleconych 2 kilowych, które można wysyłać - a bardzo mi się przyda trochę herbaty, kakao, keksów, kaszy. Jeżeli nasz lokator Mitia zapłacił za rower, który wziął niech przyśle choć kilkadziesiąt złotych. Ciężko. Ja leżę od kilku dni z nogą zakażoną z przebicia drutem zardzewiałym. Gorączka - a tutaj Grucy nie ma, ani żadnego podobnego. Tu jest ferma -praca wyczerpująca przy gnoju lub -w polu. Już do fortepianu trudno będzie zasiąść. Upały. A zima ma być też b. silna. Za koszule, suknie można dostać jaja, chleb. Od jutra nie będzie mleka, bo jadą koczować z krowami w góry. My narazić zostajemy. Mieszkamy w 10 osób na przestrzeni 3x4. Leżymy na macie na glinie. Kości drą. Wszystkie myśli moje przy Włodku. Niech Anielcia moja pamięta o nim i przynajmniej poda mu mydło żeby przeprał sobie l parę bielizny. I niech mu poda poduszkę. Gdyby pani Ziunia nie zastała Anieli i dozorcowej to proszę w tej samej kamienicy pójść do p. Lejstenowej III p. przez podwórze lub p. Krosinskiej parter lub Draków, list przeczytać i wszystko opowiedzieć i podać adres mój niech piszą. Semipalatyńska oblaść Ajguzskij rajon, Sowchoz Men -bułak, ferma 4. Od miasta jesteśmy 60 km., a od Was 6 tysięcy. Azja centralna. Kochani myślcie o mnie i napiszcie. Podobno można starć się tam w NKWD o powrót-mój-pisałam do Rewińskiego w tej sprawę, że to pomyłka chyba, że ja jako pianistka tutaj nie mogę tak ciężko pracować, a nie mam środków do życia. Próbujcie coś poradzić łącznie ze znajomymi i myślcie o Władziu. Najserdeczniejsze pozdrowienia z daleka dla wszystkich Was drodzy moi. Zosia Szafranowa. Telegram idzie 2 dni - list polecony 12 dni.
Piszcie.

I kartka p. Szafranowej z 6.VIII. 1940 r.

Droga Pani Ziuniu! Ucieszył mnie list pani z dnia 14. VII. który dziś z Membułaku przywieziono mi. Jakie macie osobiste zmartwienie, proszę wszystko o Was Kochani Państwo mi napisać! Jak Wasze zdrowie? i dzieci? Ze Sykstusktej mało do mnie piszą - wogóle gdyby co dzień listy szły dla nas wygnańców wszystko mało. Nie możecie tam zdać sobie z tego sprawy. Ja pracuję "po specjalności" VI Klubie zelaznodorożnym. Proszę tek adresować jak na odwrotnej stronie podaję. Jak pani pewnie wie zrabowano mi wszystko doszczętnie tutaj. Jestem dosłownie gołą i bosa. Zima idzie, nie myślę bo obłęd gotowy. Myśli o mężu zabijają mnie. Serce kiepskie, nogi mi obrzękają silnie. Czy wytrwam? Kocham Państwo! Miejcie się dobrze i nie przechodźcie żadnych takich rzeczy.
Serdecznie panią całuję, panu ukłony, szczerze życzliwa Zosia Sz.

A teraz inny list z oblaści Semipołatyńskiej. List pani Kazimiery Pokrzywki z dn. 29.1.1941 r. z Georgijewki.

Panie Doktorze! Zdala udaję się z wielką prośbą do Pana Doktora. Otóż córka moja znajduje się w bardzo ciężkim położeniu i nie umie sobie poradzić. Jakkolwiek wzięła się do pracy to jednak brak zamówień i surowca sprawia, że z tej pracy wyżyć nie może. A tu jeszcze i mnie musi ratować, bo bez pomocy ze Lwowa ginie się z głodu. Brak pracy. Już myślałam o każdej, ale tu gdzie jestem to wieś, więc nigdzie nie zarobi. Powiat ten na dobitek naszego nieszczęścia dotknięty nieurodzajem - katastrofalny brak mąki i kartofli. Za l pud ciemnej mąki chlebowej płacimy 180 r do 200 r, a kartofle l kg wynosi 5 r. Gdyby nie przesyłki 2 domu to jużby było po nas. W handlu wolnym chleba nie ma, chleb tylko dla pracujących, a ci co pracy nie mają nie muszą jeść. Ale wracam do rzeczy. Chodzi mi o pomoc dla córki, jaka to będzie to pan Doktor na miejscu zdecyduje. Ja zostawiam dosyć materiałów na korony, które Pan Doktor robi, pozatem może z tych środków, które Henio zostawił przydałoby się Panu Doktorowi. Za tem bardzo proszę zajść do mego domu, lub córkę proszę poprosić do siebie ażeby coś umówić. Bardzo przepraszam, że trudzę Pana Doktora, ale Hanka napisała mi tak rozpaczliwie, ja czuję, że ona kończy się. gorąco proszę poratować ją, nie zostawić bez porady czy też pomocy. Od męża dostałam już tutaj kartki, jest tam gdzie był ale w znacznie gorszych warunkach. Jak pisze to już trzy miesiące z pokoju nie wychodzi, a mieszkanie, podobnie jak przy Batorego. Stefan jest zdrów i cały, ale nie wiem gdzie. Z mężem koresponduje, ale z wielkimi przeszkodami. Ja się jeszcze trzymam, chociaż klimat mi nie służy. Straszny jest. Zima bardzo ciężka, może jednak da Bóg że przetrzymam. Jeszcze raz proszę i przepraszam Pana Doktora.
Serdecznie pozdrawiam całą rodzinę Pana Doktora oraz cały Lwów.
Kazimiera Pokrzywka.

Kartka Zofii Rabcewiczowej z pod Archangielska pisana 21.III.1941 r. (jedna z wielu) do mojej Matki.

Droga Pani Zianiu! Wczoraj otrzymaliśmy paczką od Was, za którą niewymownie jesteśmy wdzięczni oboje (z synem). Doszła szczęśliwie, nawet butelka z tranem się nie rozbiła, z czego bardzo się cieszę, bo wiosna dla dzieci w naszych warunkach jest najgorsza, gdyż odczuwa się największy brak witamin i dzieci po tych miesiącach siedzenia prawie cały czas w wilgotnych i ponurych mieszkaniach są słabe i skłonne do różnych chorób. Dziutek (syn) od czterech tygodni niedomagał chorując na grypę, a potem coś mu się zrobiło w górnym żołądku, wciąż miał bóle, zwłaszcza po jedzeniu. Leżał przez 10 dni w szpitalu, ale nic mu nie pomagało, ani dieta, ani leżenie ani lekarstwa. Byłam formalnie w rozpaczy ho miejscowy eskulap sam nie wiedział jak go leczyć. Ja sama wpadłam na szczęśliwą myśl dawania mu na czczo pić wodę. Teraz już prawie jest zdrów i od kilku dni chodzi do szkoły. Widocznie miał zwężenie żołądka, czyja wiem zresztą co, dosyć, że woda go uleczyła. Bardzo Pani dziękuję za słowa otuchy. Trzymam się jak mogę i staram się nie tracić nadziei choć czasem fest b. ciężko. Od K. miałam w styczniu depeszę z Londynu. Bardzo się ucieszyłam, oby go Bóg tylko zachował. Nie wiem czy pp. wiedzą, o tem, że Stasia jest też zesłana. Dostałam niedawno jej adres. Już pisałam, ale odpowiedzi jeszcze nie mam. Uprzedzano mnie żeby pisać niewiele, bo zdaje się jest ona w innych niż my warunkach. Adres jej (podany po rosyjsku). Nie wiem czy są razem z mężem. Jeszcze raz serdecznie dziękuję w swoim i Dziutka imieniu i zasyłam serdeczne ucałowania i pozdrowienia Rabc. z Dziutem. Proszę pozdrowić Mirę i poprosić by napisała do mnie.

Jeszcze 2 kartki od Stanisławy Nowakowskiej kuzynki mego Ojca. Została ona aresztowana z pocz, 1940 r. na granicy z niemcami i skazana do ciężkiego obozu karnego. Pierwszy jej list był pisany po rosyjsku. Wolno jej było pisać tylko w tym języku raz na 3-4 miesiące. Po przeniesieniu jej do drugiego obozu w 1941 r. mogła już pisać po polsku. Kartki te najprawdopodobniej były przesłane przez okazję.

Kartka z 20 .IV.

Moi najdrożsi i Kocham, serdecznie dziękuję Warn za wiadomości o całej rodzinie i te listy, które wszystkie otrzymałam jeszcze w początku marca razem i jedną paczkę, potem dru^ą i ostatnią kartkę od Was z 2. IV; nie odpisywałam, bo tu wo/naJ pisać b. rzadko, lak że nieraz milczeć muszę po parę miesięcy. Przykro mi bardzo że nie mogę odpisać ani do Was, ani <;"a Wada, Krysi i Zosi, od których miałam kartki i proszę odpisać w moim imieniu i wyjaśnić przyczynę mego milczenia. Jak tylko będę mogła to napiszę. Od Józia nic nie mam. Piszcie to dla mnie jedyna przyjemność i uczta duchowa. Od początku lutego przeniesiono nas do innego Lagieru. Adres ten sam poczt. skrzynka tylko nr 241/9. Całą jesień i część zimy przechorowałam - 2 miesiące w szpitalu byłam, na jednej nodze róża była, na drugiej flegmona. Wszystko przy wysokiej temperaturze. Byłam h. wyczerpana lecz zawdzięczając paczkom poprawiłam się. Pracowałam w różnych zawodach i fachach, obecnie drugi miesiąc w swoim. Czuję się nieźle tylko okropnie tęsknię i samotnie czuję. Lonio mąż mój kochany, nie wiem gdzie jest i czy żyje. Niektórzy mówią mi, że zmarł w Brześciu. Pisałam, poszukiwałam - nie mam wiadomości. O Was wszystkich wciąż myślę i marzę. Czy Mira pamięta co prosiłam powiedzieć Józiowi? Napiszcie też do niego i uściskajcie ode mnie, chciałabym dożyć tej chwili by samej to zrobić. Dziękuję Zioni za paczki bardzo bardzo - macie zmartwienie i trudności i pamiętacie o mnie. Współczuję Warn, Mirze, proszę o kartkę -w odpowiedzi na ten skrawek, koniecznie. Jeżeli można to proszę o podwiązki i jakieś stare wyreperowane pantofle z Zioni (mój nr 38, 39} zresztą każdy będzie dobry. Jestem bez obuwia przy chorych nogach. Przysłali mi paczkę znajomi i stare uszyte z sukna pantofle. Lecz już porwały się. Może też letnią sukienkę używaną, to przerobię sobie. Wdzięczna bym była b. za jakiś żakiecik lub używany płaszczyk i np. czyjonik? Oprócz futra nic nie mam. Tłuszcz tymczasem mam, natomiast nie mam w czym ugotować nawet herbatę, proszę o duży kubek emaliowany 1/2 do l litr., lub rondelek. Przepraszam za śmiałość. Może można mieć jakieś białe such. lub placuszki, bo tłuszczu mam na jakieś l 1/2 miesiąca jeszcze. Piszcie co wiecie o całej rodzime, pani W. Trojanowskiej napisz kartkę, że list i paczuszkę od niej otrzymałam. Nie piszę z tej samej przyczyny co i do Was.
Całuję uściskam i tęsknię Stanisława
(V- Może na głowę jaką kolorową chusteczkę lub szmatkę. Do mnie pisać można często, lekarstw nie można posyłać. Wszystkich uściskam. Prawie rok nie miałam listów chociaż do Was pisałam. Kilka też i do innych bo -wtedy można było, a teraz trudno.

Następny list przesłany przez okazję z 21.V.41 r.

Kochany Heniu! Już raz pisałam przy okazji do Was w zeszłym miesiącu, boja mam prawo pisania rzadko i dlatego nie mogłam odpisać na wasze listy i dwie paczki. Za jedno i drugie niewymownie wdzięczna Warn jestem. Obecnie proszę Ciebie napisz do Józia by przysłał na twoje imię do mnie kilka słów, a ty prześlesz mi je - bo bezpośrednio nie otrzymałam od niego i pewnie nie otrzymam. Piszcie i Wy czasami bo bardzo tęskno i jestem niespokojna czy u Was wszystko pomyślnie. Czuję się niby nieźle, tylko coś nogi znowu mnie bolą i puchną bardzo, a do tego jeszcze fu zimno i wilgotno - obuwia nie mam wcale. Pracuję od dwu miesięcy w swoim zawodzie, warunki pracy trudne lecz wolę, to niż jaką inną pracę. U Was pewnie już wiosna są kwiaty i drzewa zielone, a tu nic nie ma, widziałam kaczeńce dopiero. Napisz czyście otrzymali moją kartkę okazyjnie pisaną około 20 kwietnia. Adres mój: (podany po rosyjsku), ho jestem w innym, lagierze.
Całuję serdecznie Ciebie, Zionie i Krysię.
Stanisława.

Na zakończenie chcę przedstawić listy mojego Stryja dr Ludwika Gorczyńskiego z Borysławia, który został aresztowany przez NKWD jeszcze w październiku 1939 r. zadenuncjowany jako Endek. Siedział w kilku więzieniach, aż 16.1V. 1941 r. wywieziono go z Kijowa do Pawłodaru i zwolniono z więzienia skazując na osiedlenie w Fiodorowce i prowadzenie małego szpitala i ambulatorium.

Po 2 telegramach, które Stryj wysłał do nas i po otrzymaniu na nie odpowiedzi otrzymaliśmy kartkę z 15.V.41 r. z Fiodorowki. Oto jej treść:

Kochani Heniowie! Niezmiernie wdzięczny jestem Tobie Kochany Heniu za odpowiedź na mój telegram i drugi telegram do mnie przysłany, na który tez zaraz odpowiedziałem. Jestem zdrów, powracam powoli do sił, ale pomimo to wyczerpanie daje mi się we znaki. Szczególnie przykre jest następstwo życia więziennego - obrzęki nóg, około kostek, ale przypisuję to tylko chwilowemu osłabieniu serca. Teraz staram się więcej zjeść coś pożywniejszego, tembardziej, że i robotę mam dużą i odpowiedzialną, ale zjedzeniem w tych okolicach jest dużo trudności. Głównie jednak jestem szczęśliwy, że wszyscy żywi i zdrowi, że moja Kochana Sławusia biedaczka nie poniewiera się gdzieś, ale przebywa wśród swoich. Tylko podajcie mi dokładny adres Piotrowskich, gdyż nie wiem już dziś gdzie mieszkali. Co słychać u Janków, Mieczków, Julków. Gdzie są wujostwo Wehrsteinawie. Milowie Wehrsteinowie, a Bronkowie Lisowie, Komorowscy, Łuniewscy - czy wszyscy na miejscu? Czekam na wiadomości choćby na awiokartce i proszę Jeszcze raz jeżeli możecie przyślijcie prowianty, jakąś brzytwę do golenia.
Łączę moc ucałowań dla Was i dzieci i wszystkich.
Ludwik.

Po tej kartce przyszedł list z 18.V.41 r.

Kochani Heniowie, Kochana Sławusiu i Kochani wszyscy, wszyscy! Ponieważ nie wiem jeszcze gdzie mieszkają Piotrówscy a z nimi i Sławusia, piszę nieco obszerniej i do Was i do Niej i do wszystkich drogich mi osób, więc bądźcie tak dobrzy przy sposobności albo powiadomcie wszystkich albo dać im do przeczytania list niniejszy. Wczoraj minęło już 2 tygodnie jak przywieziono mnie z Kijowa do Pawłodaru i zwolniono z więzienia. Z Pawłodaru NKWD wyznaczyło mi osiedlenie w Koczyrach, a z Koczyr ekspozytura władz po porozumieniu z Rajzdrawem - osiedlenie w Fiodowwce i prowadzenie tam niewielkiego szpitala i ambulatorium. Siedzę więc w Fiodorowce od 9. V. po południu, więc prawie 10 dni i pracuję w szpitalu. Urządziłem się narazie nieźle, mieszkam w samym szpitalu, mam tu pokoik, łóżko, stół, krzesło, obiady i wikt wogóle otrzymuję od Zawchoza - zarządzającego gospodarstwem szpitalnym, warunków jeszcze nie omówiliśmy, ale trudności z wiktem tu są duże, fest jednak nadzieja, że w krótkim czasie, w zależności od urodzaju warunki te polepszą się. Pracuję 8 godzin. Z rana robię wizytę w szpitalu poczem rozpoczynam ambulatorium i lak trwa do godziny 4 popołudniu. W międzyczasie zjadam śniadanie i obiad, po 4 wybieram się z wizytą do chorych i tak schodzi mi cały dzień, wieczorem kolacja i sen. Wogóle dzień tu wydaje się bardzo długi, a może jest doprawdy taki, bo gdy słońce zajdzie a jest jeszcze bardzo widno, zegar już wskazuje 9-10 wieczór. Przepiękne są tu wschody słońca: gdy rozpoczyna się brzask, po chwili wstaje w całej swej wspaniałości kula ognista słoneczna i roztacza taką masę purpurowego .światła, że stoisz jak zahypnotyzowany tym przepięknym widokiem. Życie prowadzę ciche, spokojne, wypoczywam po 19 miesięcznej wędrówce i przeżyciach. Jestem zdrów i powoli przychodzę do sił. Czekam od Wasianowicza Twojej Heniu Kochany przesyłki z rzeczami i pieniędzy. Posiałem mu na chybi-trafi poleconą awiokartkę na adres: Priedmostnaja Siabodka w Kijowie, przypuszczam że j ą otrzymał. Proszę Was bardzo o przysłanie mi trochę wiktuałów, bielizny, 2 dzienne koszule, 2 p. kalesonów, pończochy letnie i zimowe, półbuciki żółte, spinki do mankietów i kołnierzy, brzytew, chustek, ręczników, pióro wieczne, papier listowy z kopertami, parę bloczków papieru do odrywania, kalendarz. Ubranie już mocno podniszczone trzyma się jeszcze, ale długo nie wytrzyma. Jeżeli będzie możliwość przyszliście i ubranie. Napiszcie mi dokładnie o mojej Sławusi i jej losach. Do Bronka Lisa pisałem. Czekam od wszystkich odpowiedzi. Piszcie przez pocztę lotniczą.
Ściskam i całuję was wszystkich jak najmocniej.
Ludwik

Jeszcze ostatni list z 23.V.1941 r. po tym 22.VI. Niemcy ruszyli na wschód i cała korespondencja się urwała. List ten powtarza wiele spraw poruszonych w poprzednim liście, dlatego przytoczę tu tylko niektóre fragmenty dotyczące warunków pracy.

Do Fiedorowki przyjechałem na polecenie Rajzdrawa dnia 9 maja i objąłem niewielki szpital urządzony na 10 łóżek i salkę porodową na 2 łóżka. Pracy mam dużo szczególnie teraz gdy ludność oczekuje od nowego lekarza wprost cudów, więc i ambulatorium pełne i w szpitalu wszystkie prawie miejsca zajęte i domowych wizyt nie zbywa, a trzeba nieraz jeździć i do 20 km odległych sąsiednich wsi i kołchozów. Mam do pomocy oczywiście personel: akuszerkę, aptekarkę i tzw. medsiostry i te mają sobie wyznaczone zadania, ale oczywiście, że co do mnie należy muszę wykonać sam. Mimo tych zajęć jestem zadowolony, że wreszcie oddycham świeżym powietrzem, patrzę na Świat Boży i słońce, że nie siedzę przymusowo bezczynnie, że pracuję... W Fiodorowce mieszka coś kilka rodzin polskich, ale te są przeważnie z pod Kowla i Łucka. W Koczyrach jest ich trochę więcej, bo i wieś jest większa i stanowi pewien ośrodek administracyjny i władz rejonu. Oczywiście przede mną na stanowisku kierownika była tu Polka p. dr Skowronska z Sochaczewa z córeczkami i ciotką?. Kuczkowską z Białegostoku. ale ona została przeniesiona na inne stanowisko do wsi Woskriesienki.

W dalszych częściach listu są znów zapytania o bliskich i prośby.

Czytając te listy można zwrócić uwago, że część tych osób wywiezionych nie mogła zrozumieć dlaczego je wywieziono. Są to Krysia Romańska, p. Malankiewiczowa i p. Szafranowa, Wyrwane z domów, wywiezione w zupełnie obce, wrogie im Strony, były zszokowane, nie znały języka i czuły się tak jakby ich dotychczasowy świat się zawalił. Autorzy pozostałych listów, krewni mego Ojca (Łopuszański, Romański, Nowakowska, Gorczyński) to osoby, które pochodziły z Podola i okolic Kijowa, Odessy, które przesady rewolucję i przedostały się do Polski w latach 1918-1920. Dla nich wywózka nie była czymś nieznanym. Poza tym wszyscy znali język rosyjski i mogli się łatwo porozumieć. Wszyscy autorzy prosili o wiadomości, o znak, że się o nich pamięta, prosili też o szereg podstawowych dla nich rzeczy oceniając sytuację gospodarczą we Lwowie tak jak przed wojną. Nie zdawali sobie sprawy, że we Lwowie i na innych terenach zajętych przez bolszewików panował głód. wszystko było zrabowane. Po podstawowe artykuły stało się od północy w ogonkach. Otrzymywało się po 1/2 chleba z formy, który był jak glina. Cukier w formie żółtej i wilgotnej otrzymywało się w ilości 10 dkg na osobę, ale nie było opakowań i trzeba było mieć ze sobą jakieś naczynie, papier, szmatkę lub gazetę do których odważano cukier. Aby otrzymać te artykuły większość osób zajmowała sobie w kolejce po kilka miejsc. Jedynym artykułem, który można było łatwiej dostać to były śledzie solone.

Pisząc to chciałam zwrócić uwagę tym, którzy teraz tak bardzo na wszystko narzekają, ze były dla nas czasy bardzo ciężkie i trudne a mimo to większość z nas potrafiła je przetrzymać. Jeżeli czytelnika interesują losy autorów tych listów to informuję, że Łopuszański i Romański zginęli w lagrach-los Krysi Romańskiej i p. Malankiewiczowej nie jest mi znany, p. Szafranowa wróciła i po wojnie mieszkała we Wrocławiu, Nowakowska i Gorczyński wyszli z armią gen. Andersa Stryj mój przeszedł cały szlak Bojowy, walczył o Monte Casino. W 1948 r. wrócił do kraju i zmarł w Tarnowskich Górach w 1953 r. Stanisława Nowakowska wróciła do Polski i zmarła w Warszawie. Przy przepisywaniu tych listów zachowałam dokładnie ich treść, zwroty, gramatykę i pisownię.


Copyright (c) 1996 Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich.
Wrocław.
Wszystkie prawa zastrzeżone.

Powrót

Powrót
Licznik