Twórczość Jacka Malczewskiego
w zbiorach Lwowskiej Galerii Sztuki
PGS w Sopocie 3.07 - 30.07.02

Poniższa nformacja pochodzi z dostępnego na wystawie sopockiej, pisemnego opracowania.

Jacek Malczewski (1854 -1929) urodził się w Radomiu, w zubożałej rodzinie ziemiańskiej.

W 1871 r. zamieszkał w Krakowie, gdzie uczęszczał do gimnazjum Św. Jacka, a później studiował w Krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych, u Feliksa Szynalewskiego, Władysława Łuszczkiewicza i Jana Matejki.

W latach 1875-77 przebywał w Paryżu, studiował w tamtejszej Ecole des Beaux-Arts m.in. w pracowni Ernesta Lehmanna.

W ciągu całego życia dużo podróżował, odwiedzał Włochy (1880, 1890, 1906), Monachium (1885-86, 1892) Francję, Azję Mniejszą itd. W latach 1896 -1900 pełnił funkcję profesora krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, a następnie Akademii Sztuk Pięknych (w latach 1911 -1922). Wystawiał w licznych galeriach w kraju i za granicą: w Wiedniu, Monachium, Berlinie, Rzymie, wielokrotnie w Paryżu. Jego pierwsza wystawa indywidualna miała miejsce we Lwowie (1903), kolejne m.in.: w Warszawie (1910), Poznaniu (1925), Lwowie (1926) i w Krakowie (1929). Bywał często laureatem nagród artystycznych, z których do najważniejszych zaliczyć można złoty medal na Wystawie Światowej w Berlinie i srebrny medal na Wystawie Światowej w Paryżu w 1900 r. Malczewskiego uhonorowano także nagrodą Polskiej Akademii Umiejętności (w 1902 r.) oraz orderem Polonia Restituta (w 1921 r.).

Wyrastające z tradycji późnego romantyzmu i realizmu malarstwo Jacka Malczewskiego, związane z rozwijającymi się na przełomie XIX i XX w. symbolizmem i wczesnym ekspresjonizmem, odnosi się w swej bogatej i skomplikowanej ikonografii do problemów egzystencjalnych, eschatologicznych, kwestii narodowych, także dotyczących powołania artysty.

Malczewski stworzył kilka tysięcy prac o różnorodnej tematyce: portretów, przedstawień baśniowo-fantastycznych, martyrologicznych, patriotycznych i symbolicznych. W pierwszym okresie twórczości malował głównie kompozycje realistyczne ukazujące losy zesłańców polskich na Syberii oraz obrazy historyczne. Z czasem, pod wpływem tendencji modernistycznych, zwrócił się ku alegorii i symbolizmowi, sięgając do inspiracji baśnią, literaturą (głównie poezją romantyczną) stworzył własny, oryginalny styl malarski. Swoją artystyczną indywidualność zaznaczył w sposób szczególny w realizacjach wielkich malarskich cykli, takich jak: "Introdukcja", "Melancholia" i "Błędne koło".

(...) Nazywanie go "symbolistą" nie wyjaśnia wszystkiego, albowiem w jego sztuce uderza przede wszystkim to, że mitologia, nadnaturalność, i fantasmagorie wplatają się w codzienną banalną rzeczywistość w sposób doskonale naturalny, jak gdyby nigdy nic. To będzie jednym z kół napędowych surrealizmu - to czyni Malczewskiego jednym z wielkich prekursorów sztuki XX wieku (...) u Malczewskiego znajdujemy zawsze napięcie epiczne, refleksję polityczną i żyłkę polemisty; stawia on pytania zasadnicze, zastanawia się nad pozycją artysty w świecie, usiłuje odczytać rozmaite strony własnego ja, organizuje strumień wypływających z jego mózgu niezapomnianych wizji, a przy tym ani na chwilę nie przestaje być malarzem - pisał Henri Loyrette, komisarz ekspozycji prac Malczewskiego w Musee d'0rsay w 2002 r. w Paryżu.

Lwowska Galeria Sztuki posiada znaczną, obejmującą wszystkie okresy twórczości, kolekcję dzieł Malczewskiego. Składa się ona z 68 obrazów i szkiców oraz 18 rysunków i akwarel. Galeria Miejska we Lwowie już w 1908 r. posiadała 29 obrazów i szkiców artysty reprezentujących ponad trzydziestoletni wówczas jego dorobek. Do zbioru tego dołączone zostały prace pochodzące m.in. z kolekcji Piotra Dobrzyńskiego, Ukraińskiego Muzeum Narodowego, Lubomirskich, hr. Leona Pinińskiego.

Znajdują się wśród nich dzieła takie jak; "Matka Boska" z 1874, "Poranek" z 1891 r.; prace z lat 1900-1910, z okresu największego rozkwitu talentu artysty: "Rycerz i Muza", "Autoportret z faunami", "Pięta", "Eloe", "Zatruta Studnia", "Portret Małgorzaty i Karola Lanckorońskich" . Chlubą galerii jest także kolekcja autoportretów artysty, spośród których trzy przedstawiają artystę jako Chrystusa (z lat 1909 -12): "Chrystus w Emaus", "Chrystus przed Piłatem", "Chrystus i Samarytanka" . Wystawa Jacka Malczewskiego złożona została z sześćdziesięciu pięciu obiektów (w tym z pięćdziesięciu obrazów olejnych oraz piętnastu gwaszy, szkiców i akwarel) i jest największym, jak dotychczas, pokazem dzieł artysty ze zbiorów Lwowskiej Galerii Sztuki w Polsce oraz jedną z najobszerniejszych, udostępnionych w ciągu ostatnich kilkunastu lat, prezentacji jego malarstwa.


Kurator wystawy: IgorChomyn

Patronat medialny: Gazeta Wyborcza, TVP Gdańsk, Radio Gdańsk, Trójmiasto.pl, City Magazine

Wystawa jest czynna do 30 lipca br. codziennie w godz. od 10:00 do 20:00

(oprac. D. Godycka)



(56 KB)


(62 KB)


(55 KB)


(34 KB)


(41 KB)


(32 KB)


(40 KB)


(32 KB)


(47 KB)


(43 KB)


(53KB)


(34KB)


(54 KB)


(52 KB)


(50 KB)


(36 KB)


(37 KB)


(35 KB)


(36 KB)


(36 KB)


(31 KB)

LWOWSKA KOLEKCJA OBRAZÓW JACKA MALCZEWSKIEGO

Erotyczne rusałki

Informacje poniżej zamieszczone pochodzą ze strony Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie (http://www.pgs.pl/malczewski)

Jacek Malczewski chyba należy do najsumienniej opisanych artystów polskich. Dziesiątki artykułów, setki przyczynków, kilkanaście wydawnictw katalogowych i kilka książek o charakterze monograficznym - oto obfita przestrzeń intelektualna, której treścią stały się niezwykłe, intrygujące wizje malarza.

Co więcej, zainteresowanie jego twórczością nie było - jak choćby w przypadku Norwida - "późnym odkryciem wnuków". Obszerne i dociekliwe teksty towarzyszyły Malczewskiemu od jego pierwszych wystaw, a śmierć malarza bynajmniej nie stanowiła tu cezury. Dorobek artysty - szacowany przez znawców na około dwa tysiące obrazów - nie poszedł w zapomnienie i nigdy nie znalazł się w tak zwanym czyśćcu historii. Wojenna, a potem stalinowska katastrofa wstrzymały wprawdzie na czas pewien swobodny dyskurs o wszelkiej - nie tylko przecież Malczewskiego sztuce - ale jej oddziaływanie na wyobraźnię kolejnych pokoleń Polaków było nieustanne i bezdyskusyjne. Nie ograniczało się przy tym do wąskiego kręgu badaczy i specjalistów. Począwszy od lat sześćdziesiątych, kolejnym wystawom i publikacjom towarzyszyło ogromne zainteresowanie społeczne.

W ostatnich dwóch dekadach inspiracje Malczewskim odnotować można było w tak różnych dziedzinach sztuki jak malarstwo i poezja śpiewana. Obrazy Zbysława Marka Maciejewskiego czy ballady Jacka Kaczmarskiego stanowią przykład zupełnie odmiennych, a przecież głębokich więzi z twórcą "Sztuki w zaścianku" czy "Wigilii na Syberii". Fundamentalne już dziś prace Kazimierza Wyki, Agnieszki Ławniczakowej, Andrzeja Jakimowicza, Jadwigi Puciatej- Pawłowskiej, Teresy Grzybkowskiej czy Leszka Libery - współtworzą niezwykle bogaty, a przy tym wielowarstwowy komentarz do autonomicznego świata malarskiej wyobraźni Jacka Malczewskiego.

Jak zawsze w takiej sytuacji można postawić nieco prowokacyjne pytanie o to, czy w tej wielkiej księdze interpretacji i komentarzy pozostało jeszcze jakieś miejsce do wypełnienia. Słowem, czy dzieło artysty - tak wielokrotnie i tak wszechstronnie poddane opisowi i analizie - jest jeszcze w stanie nas zaskoczyć? Ujawnić nieoczekiwane czy też raczej - niedostrzegane dotąd treści i znaczenia?

Chimery, fauny, harpie

Twierdzącą odpowiedź przynosi esej Marii Janion "Między śmiechem a śmiercią", pomieszczony w ostatniej książce autorki, zatytułowanej "Żyjąc tracimy życie". Wybitna znawczyni polskiego romantyzmu i jego jawnych bądź pośrednich manifestacji we współczesnej kulturze, skierowała swoją uwagę na leśmianowską "równość świata i zaświata" w twórczości Malczewskiego. Rusałki, chimery, fauny i harpie pojawiające się w jego pejzażach i portretach z obsesyjną regularnością, dla wszystkich właściwie badaczy i odbiorców tego malarstwa, stanowiły poważne wyzwanie interpretacyjne. Tym większe, że artysta umieszczał je w przestrzeni realistycznego, czasem nawet naturalistycznie ujętego pejzażu polskiej wsi, w krajobrazie - mówiąc słowami Adama Heydla - "w którym nic nie uderza". Dla Ławniczakowej jest w tym zderzeniu pewna sprzeczność, którą Malczewski podnosi do rangi własnego stylu. Według Puciatej-Pawłowskiej - "pretekst do przedstawiania alegorii marzeń, personifikacji złudzeń". Słowem są rusałki, tak jak późniejsze fauny, harpie i chimery znakiem symbolicznym, przywołanym i wprowadzonym przez artystę pretekstowo, by za ich pomocą zakomunikować własne stany psychiczne, przemyślenia, refleksje. Fakt ten był zresztą dla wielu współczesnych krytyków Malczewskiego - jak choćby Chwistka - koronnym argumentem obniżającym wartość jego sztuki - bardziej anegdotycznej i literackiej niż malarskiej.

Autoportret z 1900 roku

Maria Janion posługując się leśmianowską kategorią "samotności doskonałej i zupełnej swobody tworzenia", sytuuje Malczewskiego i jego rusałczany motyw po stronie "baśni o poszukiwaniu piękna, które okazuje się fatalne i śmiercionośne" i które "przenika całą jego twórczość, stając się idiomem artystycznym". Podobnie jak śmierć - "konieczna wyzwolicielka sztuki", którą Malczewski "traktował w sposób rzadko spotykany w polskim malarstwie". Syn malarza, Rafał, we wspomnieniu o swoim ojcu ujmuje ten idiom w mocno emocjonalnym wyznaniu: "Wszystko surrealizm, niesamowitość zestawień, żaden symbolizm, tylko wizja świata z pogranicza swojskiej skromności i pełnego tajemnicy porządku z innego wymiaru". Leszek Libera, którego uwagi o Malczewskim i Leśmianie Janion przywołuje kilkakrotnie, w konkluzji swojej książki stwierdza esencjonalnie, że u podstaw tej artystycznej paraleli "leży obsesja śmierci". Ów "inny wymiar", jego nieustanne poszukiwanie, jest dla Libery wyznacznikiem "romantyczności" Leśmiana i Malczewskiego, postawy, która nie polega na "korzystaniu z wątków", lecz przede wszystkim na "ponownym odkryciu w człowieku wrażliwości metafizyczno-symbolicznej". W eseju Janion jest zatem Malczewski artystą podejmującym "niepokojące tematy egzystencji", dla wyrażenia których poszukiwał i odnalazł formę głęboko polską, swojską, przeciwstawioną temu, co uważał za "utarte i stare", a zatem nietwórcze w sztuce Zachodu.

Nowa forma polskości

Może warto dodać w tym miejscu, że paradoksalnie podobną drogę zatoczył swoim życiem i dziełem Witold Gombrowicz. Będąc artystą na wskroś uniwersalnym, nigdy nie amputował w swojej duchowości tego, co łączyło go tyloma nićmi z dworem w Małoszycach, polskością czy głęboko sarmackim podglebiem. Przeciwnie - uczynił z tych elementów nową i przetworzoną, wysoce własną formę, bez której wszelka sztuka staje się jedynie naśladownictwem. Podobnie jak Malczewski, Gombrowicz niemal zupełnie zignorował to, co we współczesnej mu sztuce Zachodu było modne, głośne i określane jako nowatorskie czy awangardowe. Szedł najzupełniej swoją drogą. Raczej podkreślał swoją odmienność i dziwactwa, niż starał się je ukryć, względnie przykroić do zmiennych fasonów Quarter Latine. Po latach odkryty i przetłumaczony, objawił się Zachodowi w rzędzie najwybitniejszych pisarzy XX wieku. Krytycy podkreślali jego "niezwykłą, błyskotliwą oryginalność", a także "niepowtarzalną filozofię twórczą", która - zwłaszcza w dziennikach - "osiągnęła szczyty intelektualnej przewrotności".

Sztuka Malczewskiego nigdy nie otrzymała takich ocen na Zachodzie. Po wystawie w Wiedniu pisano wprawdzie o "nowym wielkim odkryciu nieznanego dotąd szerzej malarza-symbolisty", także o "nieprzeciętnym talencie wyobraźni Polaka", przeważały jednak głosy powściągliwe, wyraźnie zdystansowane wobec "nie zawsze możliwych do odczytania znaków i symboli polskiej historii". Po wielkiej ekspozycji paryskiej w 2000 roku w artykułach, notach i omówieniach panował podobny ton, tyle że z większym natężeniem krytycyzmu. Jak bumerang powracała teza, że malarstwo Malczewskiego "jest zbyt głęboko osadzone w skomplikowanych dziejach Polski, jej powstańczych mitach i symbolach, by mogło przemawiać do odbiorcy wyłącznie siłą artystycznej wizji".

Więcej niż o malarstwie powiedziano wówczas o trudnościach w odbiorze. Polemika polskiego twórcy z Bocklinowską wizją śmierci, tak przejmująca w kolejnych odsłonach Thanatosa, nie została nawet odnotowana. To, co podkreślał w swojej książce tak przenikliwie Kazimierz Wyka, a mianowicie, że "krajobraz był dla Jacka Malczewskiego zarówno miejscem polskości, jak miejscem losu ludzkiego w ogóle", to co wyraził w swoim krótkim eseju na temat "Krajobrazu z Tobiaszem" Paweł Hertz, stwierdzając, iż "ten zgeometryzowany, trójdzielny krajobraz jest syntezą krajobrazu polskiego, a zarazem naszego europejskiego wyobrażenia o świecie widzialnym", to wszystko zatem, co stanowi u Malczewskiego uniwersalne przesłanie osiągnięte środkami czysto malarskimi najwyższego lotu, zostało - by tak rzec - dyskretnie pominięte. Paryż, od którego Malczewski tak szybko i zdecydowanie odwrócił się z niechęcią w roku 1877, przeszło sto lat później powitał jego obrazy kartezjańskim chłodem, nie chcąc dostrzec w twórczości artysty "niepokojących tematów egzystencji", klasyfikując go raczej jednoznacznie jako opowiadacza przeżyć i emocji nacjonalnych, co gorsza z dalekich peryferii Europy.

Gdyby przykładać do tej pośmiertnej recenzji miary, emocje i ambicje dzisiejszych artystów, byłaby taka ocena zapewne czymś gorszym niż wyrok śmierci. Ale Malczewski - można to domniemywać z dużym prawdopodobieństwem - niewiele lub zgoła wcale skłonny byłby przejmować się opiniami znad Sekwany. Kiedy w 1925 roku, cztery lata przed śmiercią, udzielał wywiadu "Wiadomościom Literackim", wyznał Janowi Brzękowskiemu: "Niech mi pan wierzy, gdybym nie był Polakiem, nie byłbym artystą". I choć w następnym zdaniu dodał zaraz: "Z drugiej strony nie zacieśniałem nigdy polskości mojej sztuki do pewnych wąskich, z góry nakreślonych ram..." to i tak może nas ta wypowiedź prawdziwie szokować.

"Zatruta studnia", 1907

Zbyt wiele razy, w zbyt wielu przypadkach, polskość jawiła się bowiem naszym artystom jako przeklęty balast tragicznej historii, która krępowała ekspresję, ograniczała inwencję, narzucała wreszcie kategorie zbiorowych zachowań i zobowiązań. Gombrowicz - polskością podszyty - walczył z nią równocześnie w sobie i ta właśnie dialektyka dostarczała jego sztuce nieustannych napięć. Malczewski, który jako profesor krakowskiej akademii mówił studentom: "Malujcie tak, aby Polska zmartwychwstała", był zapewne krok od śmieszności, może nawet narodowego kabotynizmu. Nigdy jednak i nikt nie byłby w stanie określić artysty w ten sposób, ponieważ sztuka, którą stworzył, ma w sobie niezaprzeczalne cechy arcydzieła. Fakt, że wyrasta ono z jednej strony z polskiego marzenia o wolności, straceńczego buntu i niezliczonych cierpień, z drugiej zaś obejmuje swoim skrzydłem tajemnicę śmierci, losu, erotyzmu, szaleństwa i sztuki - czyni go wieloznacznym i bogatym.

Każda kolejna wystawa obrazów Jacka Malczewskiego staje się więc nie tyle następną narodową mszą, co zaproszeniem do przemyślenia kilku niezmiennie ważnych, "niepokojących tematów egzystencji" - by raz jeszcze przywołać podtytuł książki Marii Janion. To, co w malarskiej wizji Malczewskiego wyrastało tak organicznie z polskiej historii i polskiego pejzażu, nigdy nie przekształciło się pod pędzlem artysty w "kraśność" i "zacność" - kategorie estetyczne, które tak rozsierdzały Gombrowicza w Sienkiewiczowskiej wersji polskości. Słynne zdanie Brzozowskiego: "Choćby tam nie wiem co, Marynia do Krzemienia wróci " - nie znajduje żadnego odniesienia do obrazów Malczewskiego. Biel ścian jego dworów nie pochodzi ani z Krzemienia, ani z Soplicowa. Jest w równym stopniu bielą śmiertelnego całunu, co płótna rozpostartego na łące dzieciństwa, przez krzepkie ramiona folwarcznych dziewuch, z których każda stać się może rusałką, chimerą, muzą lub świętą Agnieszką. A także bielą niezagruntowanej jeszcze płaszczyzny, rozpiętej na blejtramie w pracowni artysty.

Obrazy ze Lwowa

Galeria Miejska we Lwowie powstała w roku 1907. W wydanym rok później katalogu figuruje łącznie 29 obrazów i szkiców autorstwa Jacka Malczewskiego. Ten zbiór reprezentował wówczas bez mała trzydziestoletni dorobek artysty. Najstarszą pracą w kolekcji było - i jest do tej pory - studium do obrazu "Matka Boska", datowane we wspomnianym katalogu rokiem 1874. Jak pisze we wstępie do katalogu obecnej wystawy kustosz Lwowskiej Galerii Sztuki Igor Chomyn, "Dzieła Malczewskiego znajdowały się ponadto w Ukraińskim Muzeum Narodowym we Lwowie, w Muzeum Lubomirskich, zbiorach Leona Pininskiego, Konstantego Brunickiego, Bolesława Orzechowicza, a pojedyncze obrazy w zbiorach innych znawców sztuki". Wszystkie te prace znalazły się ostatecznie w zbiorach Lwowskiej Galerii Sztuki, tworząc niezwykle interesującą kolekcję, złożoną aktualnie z 68 obrazów oraz 18 rysunków i akwarel. Ostatnim ważnym nabytkiem było kupno od osoby prywatnej w roku 1978 portretu Karola i Małgorzaty Lanckorońskich, dzieła uważanego za zaginione.

Różnie można oceniać jakość i zasobność tej kolekcji. Zapewne przy porównaniu jej ze zbiorami zwłaszcza Muzeum Narodowego w Warszawie, ale także Krakowie czy Poznaniu - lwowska kolekcja nie uzyska palmy pierwszeństwa. Chyba to właśnie chciała wyrazić Jadwiga Puciata-Pawłowska we wstępie do swojej monografii Jacka Malczewskiego, stwierdzając, że "kilka interesujących obrazów znajduje się we Lwowie". Trzeba jednak przypomnieć, że bez ich obecności na najważniejszych wystawach Malczewskiego w powojennej Polsce - w 1968 roku w Muzeum Narodowym w Poznaniu czy w 1995 roku w krakowskim Muzeum Czartoryskich - ekspozycje te byłyby znacznie uboższe. Podobnie jak wydawane publikacje, w których obecność "Chrystusa z Piłatem" czy "Meduzy" jest niemal standardowa. Nie mija się więc z prawdą Igor Chomyn, określając lwowski zbiór Malczewskiego jako "dość pokaźny, obejmujący wszystkie okresy jego twórczości". W grudniu 1979 roku z okazji 50. rocznicy śmierci i 125. rocznicy urodzin artysty Galeria Miejska we Lwowie zorganizowała wystawę jubileuszową, pokazując kompletny zbiór jego prac. Większe partie kolekcji lwowskiej prezentowane były później na wystawach w Przemyślu, Rzeszowie, Katowicach i Szczecinie. Obecna - zorganizowana przez Państwową Galerię Sztuki w Sopocie, będzie - jak pisze Igor Chomyn: "Największą wystawą dzieł Jacka Malczewskiego, jaką kiedykolwiek pokazywano poza galerią lwowską. Złożyły się na nią najlepsze obrazy naszej kolekcji, już znane polskiej publiczności, jak też po raz pierwszy pokazywane widzom od lwowskiej wystawy w 1979 roku."

Można w tym miejscu dodać, że wiele spośród wspomnianych dzieł Malczewskiego powstało w kręgu jego lwowskich przyjaciół i znajomych. Takim jest na przykład "Portret Piotra Dobrzańskiego z autokarykaturą malarza "powstały w 1895 roku we Lwowie, podczas pobytu malarza w domu Dobrzańskich. "Portret Tadeusza Barącza" przypomina nam zupełnie już dziś zapomnianą postać lwowskiego rzeźbiarza, medaliera, twórcy pomników. Wspaniały posąg konny króla Jana III Sobieskiego, ozdabiający obecnie Targ Drzewny w Gdańsku, był właśnie dziełem Barącza i do czasu pojałtańskich wysiedleń stał na lwowskich Wałach Hetmańskich.

Zupełnie innych refleksji dostarczyć nam może portret Leona Pininskiego namalowany w grudniu 1904 roku. Hrabia z urodzenia, a z wykształcenia prawnik, wykładał jako profesor prawo rzymskie na Uniwersytecie Jana Kazimierza. Był członkiem CK Rady Państwa w Wiedniu, przez pięć lat sprawował także funkcję namiestnika Galicji. Jego szczupła sylwetka i refleksyjne spojrzenie ujęte na tle łanu zboża i odległych wież miasta, nie podkreślają w żadnym wypadku ani rodowej dumy, ani tym bardziej urzędniczej wyniosłości. Pininski jest przede wszystkim krytykiem i kolekcjonerem sztuki, co podkreśla trzymana w dłoniach, półotwarta książka. Siedem obrazów Malczewskiego, w tym wymieniony portret, pochodzi właśnie z prywatnych zbiorów Pininskiego.

Podobny, lwowski ślad, można odnotować przed podobizną Michała Sozańskiego, akwarelisty, ucznia Marconiego. Sozański w 1890 roku przeprowadził się z Florencji do Lwowa. Zupełnie inny wątek otwiera wspominany już "Portret Karola i Małgorzaty Lanckorońskich". Malczewski bywał w ich majątku w Rozdole, a w latach 1884 - 85 odbył na zaproszenie Karola podróż do Azji Mniejszej i Grecji. Trzy akwarele - "Adalia", "Rodos" oraz "Zatoka morska nad Adalią" stanowią malarski zapis tej wyprawy. Także olejny obraz "Podróż na Wschód" powstały w 1895 roku, który Lwowskiej Galerii Sztuki podarowała pani D. Blumenfeldowa.

Rzecz jasna wszystkie te lwowskie czy, szerzej, galicyjskie wątki stanowią jedynie historyczny przyczynek, ukazujący już tylko kulturalną rolę Lwowa w XIX wieku i II Rzeczypospolitej. Malczewski miał jednak do tego miasta szczęście - to właśnie tutaj, w roku 1903 odbyła się jego pierwsza, zbiorowa wystawa, przyjęta z ogromnym zainteresowaniem przez publiczność, krytyków i prasę. Jej katalog opracowany przez Jana Bołoz-Antoniewicza zawierał opis stu obrazów artysty. Wystawa Jubileuszowa w 1926 roku również miała miejsce we Lwowie, tym razem nad katalogiem pracował cały zespół historyków sztuki, pod kierownictwem Władysława Podlachy. Jak podkreśla Jadwiga Puciata-Pawłowska, obie te publikacje "stanowią bardzo ważne pozycje w literaturze dotyczącej Malczewskiego". Lwowska Galeria Sztuki, której udało się scalić w jedną kolekcję rozproszone po różnych ukraińskich muzeach dzieła artysty, stała się więc kontynuatorem dawnej tradycji miasta, co nie jest bez znaczenia nie tylko dla miłośników sztuki.

Chrystus i tortownica

"Chlubą galerii - pisze Igor Chomyn - jest kolekcja autoportretów mistrza licząca dwanaście dzieł, w tym trzech jako Chrystusa". Z pozostałych, równie świetnych malarsko, niewątpliwie najciekawszym jest tryptyk z faunami, pomiędzy którymi Malczewski przedstawił siebie w niecodziennym - nawet jak na jego upodobania - nakryciu głowy, to jest w tortownicy. Zabawne może się wydać dzisiaj roztrząsanie, który z tych dwóch zabiegów stanowił wówczas, na początku stulecia, większą ekstrawagancję. Przedstawić siebie jako Chrystusa, czy też zostawić potomnym własny konterfekt z kuchennym przyrządem na głowie? Zjawisko tego rodzaju kreacji nie da się w twórczości Malczewskiego tłumaczyć zamiłowaniem do ekscentrycznych póz i rekwizytów. Podobnie jak w przypadku rusałek, faunów, aniołów, chimer czy harpii, mamy tu do czynienia z całym splotem zagadnień, łączących w jedno psychikę samego artysty oraz problemy egzystencjalne, filozoficzne i czysto malarskie, z którymi żył i które stanowiły jego własne, najgłębiej indywidualne doświadczenie. Niezwykła liczba namalowanych przez Malczewskiego autoportretów, ich plastyczna siła wyrazu, ogromna różnorodność kreacji i rekwizytów, a przy tym ta sama w tylu wcieleniach, ukazująca nam niezmienne rysy twarz artysty, musi intrygować i zastanawiać.

W książce "Jacek Malczewski i jego epoka" Andrzej Jakimowicz na zakończenie rozdziału "Malarz i zwierciadło", określa twórczość artysty jako "rogatą - wprost i metaforycznie", dodając w ostatnim zdaniu konkluzji, że malarz "był jednym z najbardziej zuchwałych". Tę autoportretową skłonność, by nie powiedzieć fobię malarską Malczewskiego, upatruje Jakimowicz w "ciągłej, przez lata całe trwającej konfrontacji siebie samego z całym światem, takim jak go myślą, uczuciem i wyobraźnią był w stanie ogarnąć". U podstaw tej nieustannej gry, w której Malczewski nigdy nie przestawał być sobą, a równocześnie za każdym razem stawał się kimś innym, leżała - zdaniem Jakimowicza - "osobowość Malczewskiego, jego skłonności narcystyczne, swoisty egotyzm i dandyzm, a także wielka, zapamiętała ambicja, każąca mu się ÇprzymierzaćČ do rozmaitych typów ludzkich i postaci, a także do zmiennych sytuacji własnego życia."

"Surowy to osąd sztuki autoportretu Jacka Malczewskiego" - ripostuje Maria Janion, pytając, "czy można jednak za przejaw arystokratycznego dandyzmu uznać sportretowanie się z tortownicą na głowie w części środkowej ÇAutoportretu z faunamiČ z 1906 roku?" Według autorki "Niepokojących tematów egzystencji" Malczewski ucieleśnia ironię artystyczną, tak jak pojmował ją i określił Fryderyk Schlegel. Ironia tego rodzaju, polegając na nieustannym uruchamianiu przez artystę "zabiegów iluzji i deziluzji", prowadząc go przez "prawdziwą, istotnie transcendentalną bufonerię", osiąga w rezultacie "najwyższą powagę obowiązków moralnych i intelektualnych wobec własnego dzieła."

Tej, najwyższej właśnie powagi w zmiennych, ironicznych autokreacjach Malczewskiego, nie dostrzegali - jak się zdaje - jego współcześni. Popularny kuplet z "Zielonego Balonika" przypisywany Boyowi, wkładał w usta malarza bardzo z pozoru śmieszną rymowankę:

Ni to pies, ni to bies
Raz po razu zmieniam stan,
To w pirogu, to znów bez,
To profesor, to znów pan.
Na Zwierzyńcu, czy też w Tyńcu, Husarz, dziwka, krowa, chłop,
Wszędzie golę me symbole,
A ty zgaduj, alboś czop.

Tenże Boy przywołuje w "Znasz-li ten kraj?" stwierdzenie Jana Stanisławskiego, że Jacek Symbolewski gotów jest wymalować żabę w kwaśnym mleku, a obok zbawienie Polski. Aluzję do "Zatrutej studni" w przytyku Stanisławskiego wychwytuje nieomylnie Kazimierz Wyka. Ale i on przyznaje w swojej książce "Thanatos i Polska", że wobec wieloznaczności wyobraźni oraz ironii Malczewskiego często stajemy bezradni, zdani na własne domysły i poszukiwania.

Jednoznacznie, choć także nie bez ironii, przedstawił Malczewskiego Leon Wyczółkowski. W namalowanym w 1897 roku obrazie "Faun i nimfy" Jacek Malczewski, wyobrażony jako nagi faun, skłania się ku dwóm hożym modelkom - nimfom. Wprawdzie trzyma w dłoni atrybut swojego powołania - paletę, ale widać od razu, że nie malowanie ani sztuka skłaniają ku sobie wszystkie trzy postaci. Wyczółkowski, wyposażywszy swojego kolegę fauna w niewielki ogonek wyrastający mu tuż nad miejscem, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, dodał mu coś jeszcze: wyraźny grymas uśmiechu. To, czego nie znajdował Wyczółkowski w postaciach malowanych przez Malczewskiego, przydał ich autorowi. Być może jest to niewinny żart, ale warto się nad nim zastanowić, także, a może zwłaszcza przy okazji obecnej prezentacji lwowskiej kolekcji.

Wystawa: "Twórczość Jacka Malczewskiego w zbiorach Lwowskiej Galerii Sztuki". Idea wystawy - Zbigniew Buski. Kuratorzy: Igor Chomyn, Czesława Podrucka. Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie 2 VII - 30 VII 2002. Po ekspozycji sopockiej wystawa zaprezentowana będzie między innymi w Olsztynie, Książu, Bydgoszczy, Stalowej Woli, Poznaniu, Wrocławiu, Łodzi, Kielcach i Legnicy. Reprodukowane obrazy pochodzą z wystawy organizowanej przez sopockę galerię.

Wszędzie golę me symbole

artykuł Tadeusza Skutnika o twórczości Jacka Malczewskiego
(Dziennik Bałtycki - 5.VII.2002)

W krakowskiej szopce A.D. 1911/1912 występowała marionetka niejakiego Jacka Symbolewskiego, która śpiewała tak:

"Ni to pies, ni to bies,
Raz po razu zmieniam stan,
To w pirogu, to znów bez,
To profesor, to znów Pan.
Na Zwierzyńcu, czy też w Tyńcu.
Husarz, dziwka, krowa, chłop,
Wszędzie golę me symbole.
A ty zgaduj alboś czop."

Kuplet ten przypomniał Kazimierz Wyka w książce "Thanatos i Polska", powstałej pod wrażeniem monograficznej wystawy Jacka Malczewskiego w Poznaniu w 1968 roku. (I ja tam byłem, oko pieściłem olejami największego polskiego symbolisty). O nim to bowiem krakowski kuplet traktował; nikt nie miał wątpliwości.

A teraz ponad pół setki obrazów z Lwowskiej Galerii Sztuki zjechało do sopockiej Państwowej Galerii Sztuki. Jest na czym oko zawiesić! I co pozgadywać.

Kobiety

Największa chyba zagadka Malczewskiego. Prawie zawsze piękne, dorodne. Nie kulomiotki ze stadionów lekkoatletycznych, ale i nie wieszaki na ciuchy z wybiegów na pokazach mody. Nie grube i nie otyłe (jak się mówi na nie delikatnie: puszyste) -kobiety pełnych kształtów Pod gładką skórą ani grania cellulitu, grają mięśnie, ale nie są to sztucznie rzeźbione mięśnie kulturystek. Raczej mięśnie wieśniaczek harujących od świtu do nocy

Odpowiedź na tę zagadkę może być banalna: Malczewski miał tylko jedną dorodną modelkę i stąd ona - lub jej wspomnienie - na wszystkich obrazach. Nie sądzę jednak, żeby to była odpowiedź trafna. W pełnokształtności kobiecej zawarł Malczewski jakąś symbolikę. Jaką? Zgaduj dalej, alboś czop.

Rozumie się, że Muza -wiele razy występująca na obrazach Malczewskiego -niejako musi być piękna. Anioły - nie mogą być pokraczne. Takie Eloe czy Elnai (ze Słowackiego) powinny wręcz piękno ucieleśniać (choć są stworami bezcielesnymi). Piękno przystoi Polonii, Ale Parki, co przędą - i przecinają - nić ludzkiego żywota? Ale szalone Erynie? Meduza? Ale sama śmierć? U Malczewskiego śmierć nie jest nigdy kościotrupem. To znów pełnokształtna, urodziwa kobieta z kosą. Nawet Thanatos jest kobietą! Moja podpowiedz będzie też może banalna: kobieta u Malczewskiego jest upostaciowieniem siły życia, piękna i gdy je daje, i gdy odbiera.

Autoportrety

Malczewski stworzył też mnóstwo autoportretów Tudzież kryptoautoportretów. Dlaczego? Tu odpowiedź na zagadkę może być jeszcze bardziej banalna: nie miał na modelkę. Faktycznie, zdarzało mu się od czasu do czasu płacić wiejskim żywicielkom za masło i jaja obrazami. Jednakże nie ubóstwo - wiem na pewno - pchnęło go w stronę autoportretu.

Na tej wystawie też znajdziecię ich parę. Z Muzą (harfiarką?), z Muzą trzymającą lancę i serce, z Muzą pod murem, tryptyk z faunami, autoportret wizyjny z Mieczysławem Gąseckim. z Piotrem Dobrzańskim i autokarykaturą... Każdy z nich wymaga odrębnej uwagi, przestudiowania stroju, miny, nastroju, np. na autoportrecie z Muzą 1905 ona smutna, lekko przygarbiona, siedzi pod murem; on dumny wypięta pierś, nawet nadęty - jakby włożył na siebie nadmuchiwaną kamizelkę ratunkową. Sygnał, że sobie z siebie pokpiwa. Ten sygnał rozwija w tryptyku "Autoportret z faunami".

Lewy faun z fujarką, prawy z ptaszkiem-gwizdawką, centralny - on sam - trzyma gryf skrzypiec Na głowie w roli korony tortownica, zamknięta wokół czaszki jak do pieczenia tortowego ciasta... Skrywa rogi?

A obok - zakamuflowane autoportrety I to pod czyją postacią?

"Chrystus i Samarytanka" - Chrystus ma rysy Malczewskiego. Kto by zaś wątpił - niech się dobrze przyjrzy "Chrystusowi przed Piłatem". Półnagi, dobrze zbudowany, półleżący Piłat nawet nie patrzy na Chrystusa. Patrzy na patyczek między palcami prawej ręki. Może ćwiczy przekładanie, może próbuje złamać, dać do zrozumienia stojącemu po jego lewicy ze związanymi rękami, umęczoną twarzą, skrwawioną od cierniowej korony, człowiekowi - ile jest dla niego wart. Doskonały kontrast. Co chciał powiedzieć Malczewski, dając umęczonemu Chrystusowi swoją twarz? Ba, a co -.Chrystusowi w Emaus" " zmartwychwstałemu, przemienionemu? Nie zgaduję. Jestem czop.

Niedokończenia

Są na sopockiej wystawie obrazy noszące wyraźne ślady niedokończenia. Sygnowane są toteż jako szkice. Powiedzmy najstarszy, z ok. 1874 roku, szkic "Matka Boska", "Chłopięce głowy" z 1905, "Mężczyzna z rogami" z 1908, a zwłaszcza "Siedząca kobieta" ok. 1910, największy rozmiarami obraz - tylko twarz względnie skończona, im dalej tym gorzej, aż po gole plótno. Zgoda: szkice.

Weźmy jednak inny dag. "Trzy grabiące kobiety" 1900, "Pieta" ok. 1903, "Rycerz i fauny" 1904, "Autoportret. Wizja" 1907, "Chrystus i Samarytanka" 1912- Różne lata, różne formy "zaniechania doskonalej formy" w sensie realistycznym. Wszystkie uznane za formy skończone. A jest w nich wiele jakby zniechęcenia malarza tematem. Najważniejsze na obrazie zostało dopieszczone - a reszta chlastu-plastu.

Trzem grabiącym przyglądają się czterej siedzący mężczyźni. Wyglądają jak kopy ustawionego w dziesiątki zboża. W "Piecie" tylko dwie kobiety w czerni i trzy dzbanki z wonnościami są "odrobione jak należy". Krzyż poziomo, na nim chyba ktoś jest (jak sugeruje tytuł), jakieś dwie postaci zdejmują ukrzyżowanego. Tylko posąg na kolumnie, ku któremu rycerz na koniu ciągnie uwiązanych na stryczkach faunów: da się uznać za skończony Samarytanka. podająca wodę Chrystusowi, jest w stroju "lekko niedbałym" nie z własnej winy - z winy autora.

Czy ktoś się celowymi niedokończeniami ukończonych obrazów Malczewskiego serio zainteresował? I wie, że to np. wpływy impresjonizmu, którego Malczewski nie lubił, ale któremu może nieświadomie ulegał? Pewnie ta kość jest bardzo dokładnie obgryziona i wyssana. Ze sztuką jednakże jest tak, że się jej nigdy nie wyssie do końca, że zawsze można się przy niej pożywić. Trzeba tylko w sobie odkryć owo lekkie ssanie. Niematerialny głód.

* * *

Oczywiście, to zaledwie fragment zgaduj-zgaduli, jaką zafundował nam Jacek Malczewski. Warto, myślę, oderwać tyłek od "Milionerów" czy innego teleturnieju i kopnąć się do Sopotu, żeby pogłówkować samemu nad symbolologią Malczewskiego. No, chyba że ktoś jest skończony czop!

Tadeusz Skutnik


Powrót

Licznik