Somerset 1981 - 1983

Na nowy rok dostalem telefon z Western Union - telegraficzne przedsiebiorstwo - ze maja dla mnie depesze, ale poniewaz jest w obcym jezyku, wiec posla poczta, bo nie maja czasu na literowanie. Jakos nie "zaskoczylem" i wyrazilem zgode nie spodziewajac sie niczego waznego. Dzien czy dwa pozniej przyszla poczta i dowiedzialem sie o smierci Mamy. Z depeszy jaka przyslala Marysia wynikalo ze juz bylo po pogrzebie. Zawiadomilem zaraz brata, mielismy dluga rozmowe i doszlismy do wniosku ze w tej sytuacji nic nie mozemy juz zrobic, i  zaplanowalismy spotkanie w Warszawie w marcu i pojedziemy na grob, zalatwimy formalnosci i sprawy finansowe. Wyslalem depesze do Marysi dziekujac za wiadomosc, proszac o list i powiadomilem ja o naszym planowanym przyjezdzie.

Wzialem tydzien wolnego jaki mi przyslugiwal ktory spedzilem z Ewa. Musze przyznac ze jej obecnosc byla dla mnie duza ulga.  Mama miala juz prawie 85 lat, jednak jak przychodzi moemnt rozstania to sie trudno z nim pogodzic. Mimo odleglosci w przestrzeni bylem z Mama w bliskim kotakcie. Czesto korespondowalismy i przynajmniej raz w roku ja odwiedzalem, co prawda nie na dlugo, ale zawsze przyjezdzalem, zabieralem ja na cmentarz na grob ojca, jezdzilismy na obiady przed ktorymi sie bronila, ale zawsze ulegala. Miala powazne problemy z chodzeniem w ostatnich latach. Miala opieke w postacji wspollokatorki ktora za oplata, o ktorej Mama nie wiedziala sie nia opiekowala, zalatwiala sprawunki, a co najwazniejsze byla mila do mamy w odroznieniu od pozostalych wspollokatorow.

Kilka dni pozniej Ewa odleciala,  ja wrocilem do biura i zaczalem sie przygotowywac do nastepnej prodrozy. Steve ciagle stwarzal nam problemy, przedewszystkim ze szkola do ktorej czesto nie uczeszczal. Jedyna ulga byly sniegi, bo wowczas bral szufle i po oczyszczeniu naszego podjazdu wedrowal dalej "za chlebem" bo mimo wszystkich swoich byl bardzo pracowity jak mogl zarobic. Co zarobil to zaraz wydawal, tak ze o oszczedzaniu nie bylo mowy.
 .
W polowie marca polecialem do Europy. Najpierw do Polski, choc Ezra byl temu przeciwny twierdzac ze w obecnej sytuacji politycznej nie mozna sie spodziewac zadnych zamowien. Moje argumenty ze trzeba myslec o przyszlosci i pamietac przeszlosc nie trafialy mu do przekonania . Dopiero Steve, nasz szef finansowy go przekonal i sie zgodzil.

Pare slow o Stevie. Zaczelismy pracowac mniej wiecej w tym samym czasie w firmie. Steve byl kontrolerem, czyli szefem finansow, realista i bardzo dobrym fachowcem ktory doprowadzil do tego ze firma stala sie spolka akcyjna sprzedawana na gieldzie  co dawalo jej pozycje w swiecie finansowym. Jego rodzina pochodzila z Rosji skad rodzice przyjechali w poczatku obecnego stulecia. Jego ojciec byla zawodowym sierzantem Piechoty Marynarki co bylo niezwykle jak na jego pochodzenie. Steve skonczyl studia finansowe w jednym z nowojorskich uniwersytetow i poczatkowo pracowal na Brooklyn'ie a potem przeniosl sie do New Jersy.

Jak trafil do firmy, nie pamietam, w kazdym razie nie mial lekkiego zycia pilnujac finansow ktore prezes traktowal jak wlasne i czesto zapominal ze na pierwszym miejscu powinna byc firma. Od poczatku dobrze sie rozumielismy i chyba tylko raz mielismy jakas powazna roznice zdan. Steve rozumial handel i wiedzial jak wyglada on we wschodniej Europie i uwazal ze warto wydac zeby potem zarobic i ze bez inwestycji niema zarobkow. To nie bardzo podchodzilo szczegolnie Ezrze dla ktorego handel mial byc "czysty" bez zadnych kombinacji. Jak widac nie odziedziczyl tego po przodkach. Prezes rozumial ze business jest business, ale sie nie chcial w te rzeczy mieszac zostawiajac Ezrze wolna reke. Zygus trzymal sie z dala od handlu i ograniczal sie do chronicznego narzekania. Gdyby nie Steve napewno nie mialbym tych wszystkich osiagniec, bo na "czystych" interesach bym daleko nie zajechal. Steve tylko pilnowal zeby wszystko bylo "koszerne" i zeby potem nas nie brali za frak szczegolnie ze handlujac z sowietami bylismy zawsze sprawdzani przez rozne urzedy federalne. Podejzewalem nawet ze moj telefon byl na podsluchu.

W Warszawie spotkalem sie z bratem ktory u mnie w hotelu zamieszkal i po zalatwieniu swoich interesow pojechalismy do Sopot na grob Rodzicow a potem do Rysiow - Marysi z mezem Rysiem i ich synem - zeby zalatwic sprawy finansowe i zabrac co udalo sie jej uratowac od "szakali" - wspolmieszkancow ktorzy podobno wszystko rozgrabili co Mama posiadala, za wyjatkiem zdiec ktore dostalem.  Mama wczesniej zaczela wszystko rozdawac, przewidujac co sie stanie, bo zaden z nas nie byl w tym okresie w Polsce. Na dodatek owczesne przepisy nie pozwalaly nam na legalne zabrania cenniejszych przedmiotow czy obrazow. Ja doskonale rozumie ze kraj nie chce tracic zabytkow, ale z drugiej strony trudno odmawiac prawa do spadku po rodzinie
ktora juz tyle razy byla ograbiana "legalnie" przez rozne kraje i ustroje
 
Po powrocie do Warszawy rozjechalismy sie. Nie pamietam gdzie brat pojechal, a ja polecialem do Moskwy. Dolatujac do Moskwy trafilismy na burze sniezna i samolot nie zostal przyjety. Polecielismy do Leningradu gdzie po ponad godzinnym czekaniu na pasie startowym dowiedzielismy sie ze Moskwa zaczela przyjmowac samoloty, wiec polecielismy ladujac tam z wielogodzinnym opoznieniem. Lotnisko bylo zatloczone bo po jego otworzeniu samoloty ladowaly jeden za drugim, a dostawa bagazu, a potem odprawa celna trwaly wieki. Potem dostanie samochodu ktory by mnie odwiozl do hotelu wymagalo sporo perswazji popartych  papierosami i guma do zucia na ktore zawsze byli chetni. Dostalem autobus w ktorym bylem jedynym pasazerem, co jak na tamtejsze stosunki bylo sprawa normalna.

Tym razem zamieszkalem w nowym Hotelu Miedzynarodowym, jaki zostal wybudowany na drugiej stronie rzeki na przeciwko Hotelu Ukraina i byl czescia wielkiego osrodka handlowego wybudowabego przez Occidental Petroleum z Kaliforni. Hotel byl wybudowany na wzor Marriott'u z ogromnym atrium i windami z ktorych mozna bylo podziwiac atrium i otaczajace go balkony z ktorych wchodzilo sie do poszczegolnych pokoi. Wyposazenie bylo zachodnie, w kazdym pokoju byl kolorowy telewizor i mozna bylo zapomniec gdzie sie jest. Z atrium wchodzilo sie do galerii pelnej zachodnich sklepow, restauracji - niestety sowieckich z bardzo marna obsluga, ale zachodnimi cenami- sal konferencyjnychg gdzie odbywaly sie rozne zjazdy i spotkania. Ceny hotelu byly jak w innych sowieckich hotelach, z tym ze nie bylo w nim "tubylcow" ktorych starano sie tam nie wpuszczac, zeby sie nie "zarazili kapitalistyczna zgnilizna"  jak to sie wowczas nazywalo. Jak nas nieoficjalnie ostrzegano hotel mial nowoczesna aparature podsluchowa, tak ze trzeba bylo o tym stale pamietac.

To bylo jeszcze w okresie kiedy z pokojem dostawalo sie uzywalnosc samochodu z szoferem - bo wowczas oszczedzali na pilnowaczach, majac jednego szofera, zamiast kilku agentow - tak ze mimo ze hotel znajdowal sie troche na uboczu, nie robilo roznicy. Zawsze bylo sporo samochodow "sluzbowych" ktore wolne chwile wykorzystaly na wozenie cudzoziemcow za skronma oplata, w ten sposob dorabiajac sobie do pensji szofera.

Poniewaz to bylo juz w okresie ograniczen handlu ze sowietami, wiec nie mialem zbyt wiele zapytan ofertowych, przewaznie na czesci zapasowe, wiec w ciagu kilku dni obskoczylem wszystkie "wniesztorgi" - centrale handlu zagranicznego - przygotowalem oferty i zaprosilem klientow na lunch przed podpisaniem kontraktow. W czasie lunchu zawsze byly tradycyjne zadania upustow "dla zasady" i moje "uniki" z dluga tyrada jak to nie stac mnie na to. Po tym nastepowalo podpisanie i w droge zeby  zdazyc na popoludniowy samolot do Wiednia. Tam zwykle zatrzymalewm sie w Hiltonie gdzie byl dworzec lotniczy, tak ze nie trzeba bylo brac taksowki, tylko podjechac winda zeby sie zarejestrowac i dostac klucze do pokoju.

Zawsze z wielka ulga opuszczalem Moskwe. Chwila oddania wizy wyjazdowej dyzurnemu zolnierzowi sluzby granicznej byla chyba najmilsza z calego pobytu w Moskwie. Nie trzeba sie bylo pilnowac bedac na stalym podsluchu i mozna bylo zobaczyc normalny swiat.

Tradycyjnie zadzwonilem do Mietkow ktorzy przyjechali do centrum i poszlismy na spacer po eleganckich ulicach pelnych sklepow i dostatnio unbranych i usmiechnietych ludzi. Potem poszlismy cos zjesc bez walki o stoliki i menu bez pokrycia. Nastepnego dnia byla sobota i przed poludniem pochodzilem po miescie a wieczor spedzilem u Mietkow. W niedziele polecialem do Frankfurtu, zeby w poniedzialek pojechac pociagiem do Strasburga odwiedzic tam naszego agenta. Mimo ze pracowalismy z nim wiele lat, jeszcze przed moim przyjsciem do firmy, to mielismy z nim problemy bo zaczal rownoczesnie sprzedawac konkurencyjna aparature, co bylo niezgodne z nasza polityka handlowa.

Poniewaz nie mielismy z nim aktualnego kontraktu i pracowalismy na umowie gentlemanskiej, to jednak on doskonale wiedzial co robi i calkiem sie tym nie przejmowal. Staralem sie go przekonac ze nie powinien tego robic, ale on sie ze mnie wysmial, mowiac bezczelnie: a co mi zrobice. Byl pewny siebie i arogancki, a ja musialem byc grzeczny i nie moglem mu powiedziec co o nim mysle. On byl alzatczykiem i laczyl w sobie geny obu narodow. Byl zawsze bardzo goscinny i przyjmowal w najlepszych restauracjach, ale ja nie po to przyjechalem. Rozstalimsy sie b. uprzejmie, ale mowiac szczerze wyjechalem z kwitkiem.

Po powrocie do Frankfurtu odwiedzil mnie nasz niemiecki agent, ktory mial swoje biura w Duesseldorfie. Nie bylismy z niego zadowoleni bo zbyt mala wage przywiazywal do naszego przedstawicielstwa i zaczelismy planowac zalozenia tam swojego biura.

Z Frankfurtu polecialem do Madrytu. Na lotnisku czekal na mnie przedstawiciel naszego agenta ktory zawiozl mnie do hotelu. Zarezerwowali mi pokoj w jednym z najlepszych hoteli niedaleko ambasady Amerykanskiej. Ostatnio nasz tamtejszy agent zaczal mniej sprzedawac i trzeba go bylo albo zmobilizowac zeby powiekszyc sprzedaz, albo znalezc kogos bardziej aktywnego. Po  kolacji w eleganckiej restauracji, pelnej obietnic odwiozl mnie do hotelu. Nim poszedlem spac, otworzylem TV i ku memu dziwieniu zobaczylem Reagana lezacego na ulicy przykrytego cialami swoich ochroniarzy i kilku rannych a pozniej mlodego czlowieka w kajdankach. Poniewaz nie mialem tam CNN tylko miejscowa TV ktorej nie rozumialem a nie chcialo mi sie ubierac zeby pojsc na dol i zasiegnac jezyka, wiec poszedlem spac.

Rano dowiedzialem sie ze poprzedniego dnia byl zamach na naszego przydenta, ale nie zostal zabity. Poszedlem do Ambasady ktora byla niedaleko gdzie byl duzy plakat z ostatnimi wiadomosciami na temat zamachu i wystawiona ksiazka do ktorej sie wpisalem. Niedlugo potem przyszedl samochod z agencji i zabral mnie na dalsze rozmowy. To byla moja pierwsza wizyta w Madrycie wiec chcieli sie mi zrewanzowac za moja goscinnosc w Stanach i zaprosili mnie na objazd miasta i najblizszych okolic. Bylem im za to wdzieczny.

Nastepnego dnia wrocilem do domu. Lecialem TWA ktorym nie latalem od lat i mila niespodzianka bylo ze dostalem miejsce w business class, co jak sie potem okazalo bylo promocja linii lotniczych zachecaja busienssman'ow do latania ich liniami.

Po powrocie Jul oswiadczyla ze doszla do przekonania  ze jest zmeczona Stev'a postepowaniem i  ze postanowila go odeslac do ojca. Steve mial prawie 15 lat, byl silny i wyrosniety i potrzebowal "meskiej reki", Jul brat ofiarowal sie ze go odwiezie. Jul kupila bilety i polecieli. Ojca nie bylo w domu, mimo ze byl zawiadomiony o przyjezdzie syna, tylko macocha, ktora przyjela go z otwartymi ramionami, bo go lubila i miala nadzieje ze w ten sposob uda sie jej utrzymac meza, ktory niedlugo potem ja razem ze Steve'm zostawil i wyruszyl w kolejny "swiat.

Zeby Jul sie troche odprezyla po tych wszystkich wypadkach pojechalismy na tydzien do Hilton Head, gdzie bylo juz lato, mozna sie bylo kapac i zwiedzac te urocza wyspe.

W koncu maja bylem spowrotem w Europie zaczynajac od Wegier gdzie byly ciagle rozmowy na temat instalacji z komputerem. W owym czasie to bylo wielkim ewenementem i same slowo komputer  robilo doskonale wrazenie. To nie to co dzis kiedy wiekszosc ludzi je posiada i traktuje je pewnie z mniejszym uznaniem jak dawniej maszyny do pisania. Nastepnie zatrzymalem sie w Pradze, gdzie znowu nie dostalem pokoju w Hotelu Intercontinental i musialem sie zadowolic starym hotelikiem w samym centrum miasta ale bez wygod do jakich sie przyzwyczailem. Bylem tam bardzo krotko i polecialem spowrotem do Madrytu, tym razem na spotkanie z kandydatem na nowego agenta. Jak sie okazalo kandydad sie rozmyslil i nawet ze mna sie nie spotkal. Kiedy zadzwonilem, po dluzszym czekaniu bo nikt nie mowil po angielsku, odezwal sie wlasciciel i wytlumaczyl sie brakiem czasu. Mialem szczescie ze tak sie stalo bo zobaczylem ze jest niepowazny i niedlugo potem firma zbankrutowala niespodziewanie.

Poniewaz to byl weekend i nie moglem zmienic rezerwacji, wiec nie pozostawalo mi nic innego jak zabawic sie w turyste spedzajac jeden dzien w Prado muzem a na drugi pojechalem na wycieczke do Toledo. To miasto pamietalem z dziecinstwa kiedy sie jego twierdza bronila przed wojskami rzadowymi o czym bardzo glosno bylo w calej prasie i wycinalem zdjecia z tej obrony i wklejalem je do zeszytu. Miasto bardzo ladne z wieloma zabytkami. Mielismy dobrego przewodnika od ktorego wiele sie dowiedzialem. Nastepnego dnia wrocilem do domu oczekiwany na lotnisku przez Jul ktora juz odpoczela po wszystkich "przygodach" i byla w dobrym nastroju.

Kilka dni pozniej Chris mial uroczyste zakonczenie szkoly sredniej na ktorym spotkalismy tesciow z ktorymi Jul nie rozmawiala od paru miesiecy. Sytuacja byla troche naprezona, ale spokojna. Po powrocie na wakacje Chris nadal mieszkal u Jul siostry, ale sie od czasu do czasu pokazywal u nas. Ewa przyjechala na wakacje i zaczela jak zwykle pracowac. Brala gazete i zakreslala sobie prace na jakie miala ochote i po kolei dzwonila az cos znalazla. Nie mowila nic ze jest tylko na 6 tygodni, bo wowczas by miala male szanse dostania pracy.

Niedlugo potem dostalismy telefon od Jul Matki ze dom jej siostry sie spalil i ze Chris zostal w tym co mial na sobie i ze niema gdzie mieszkac. Pojechalismy i zabralismy go do domu, dalem mu pieniadze na zakup najniezbedniejszych rzeczy, Jul dddala i poejchala z nim na zakupy. Dziadkowie ani siostra nie daly nic. Na dodatek Jul siostra jak sie zorientowala ze pozar zostal spowodowany wadliwa instalacja elektryczna wykonana przez jej ex meza bez zezwolenia i nie zgodnie z kodem budowlanym, co grozilo jej ze ubezpieczenie odmowi wyplaty odszkodowania wmowila juz niewiem komu, ze to Chris byl winny, bo dom sie zapalil od jego niezgaszonego papierosa - ona tez byla palaczka. Pozniej jak dostala odszkodowanie, wlacznie za jego rzeczy, nigdy mu tych pieniedzy nie zwrocila.

Chris ktory na lato dostal prace w mojej firmie, po tych wszystkich wypadkach zaczal sie zaniedbywac w pracy i z niej zrezygnowal i pojechal do swego nowego uniwersytetu gdzie zostal przyjety na stypendium atletyczne - koszykowka - zeby tam pracowac reszte lata.

W koncu lata byl Miedzynarodowy Kongres Mikrobiologii w Bostonie na ktory pojechalem zeby sie spotkac ze znajomymi naukowcami ze wschodniej Europy ktorych tam sporo przyjechalo. Bylo sporo spotkan i obiadow, bo goscie nie mieli pieniedzy na wydawanie a apetyt na nasza kuchnie duzy.  Niemila niespoidzianka byla wiadomosc od sowieckich uczonych ze moj glowny wniesztorg informuje ich ze my nie chcemy im sprzedawac aparature i dlatego kieruja zamowienia do konkurencji. To bylo wierutnym klamstwem.

Dyrektor Instytutu Mikrobiologii z Pragi, stary komuch siedzacy w kieszeni u szwajcarow unikal mnie jak ognia i nie udalo mi sie go "przygwozdzic".

Ewa wrocila do Niemiec na swoj ostatni rok - w Niemczech nauka trwala 13 lat a nie 12 jak w USA. Miala zdac w ciagu roku szkolnego egzaminy zeby potem sie dostac na uniwersytet w Stanach.

Pod koniec lata Gianpaolo przyjechal na kilka dni z Kanady gdzie spedzal wakacje w swoim nowym domu i zaproponowal zeby go odwiedzic, bo Jul tam jeszcze nie byla. Porozumialem sie z Wujem ktory sam byl na gospodarstwie bo Renia wyjechala i postanowilismy odwiedzic go i potem wstapic do Gianpaolo. Wuj bardzo ucieszyl sie z naszej wizyty, ktora troche urozmaicila codziennosc. Niestety posunal sie bardzo po smierci Cioci i musze powiedziec ze mial szczescie bo Renia wybudowala mu kawalerke za jej domem tak ze mial opieke i jej towarzystwo jak byla na miejscu. Niewiele osob ma takie corki. Spedzilismy z nim kilka bardzo przyjemnych dni, zabieralismy go do restauracji, bo byl "na swoim gospodarstwie" choc w czasie Reni nieobecnosci i tak byla jej gosposia ktora sie nim zajmowala, ale to nie to co Renia. 

Ciesze sie ze pojechalismy i spedzilismy te kilka dni ktore jak sie okazalo byly naszym ostatnim spotkaniem. Z Wujem tak naprawde sie poznalismy juz w Stanach i bardzo sie zzylismy. Byl typowym "polskim panem" jakich dzis spotyka sie juz tylko w literaturze. Wiele sie od niego nauczylem za co jestem mu wdzieczny. Nie bede sie za ten temat zbyt rozpisywal, bo napewno duzo lepiej to zrobi Renia w swoich wspomnieniach ktore planuje tez napisac.

Z Ottawy, ktora bardzo lubie i ktora jest slicznym miastem ktore polecam zwiedzic pojechalismy pod Montreal do Gianpaolo. Tym razem byl sam i to bylo duzo przyjemniejsze bo mogl nam wiecej czasu poswiecic i nie liczyc sie z grymasami swojej "lubej". Podobnie jak w zeszlym roku zwiedzilismy okolice, ktore zima sa dobrymi terenami narciarskimi z zapleczem hotelowym. Odwiedzilismy Montreal, ktory jest przyjemnym miastem. Jedno co razi to jest ta narzucona francuskosc na silnie brytyjska przeszlosc. Przypominalo mi to germanizacje naszych terenow w czasie wojny.

Gianpaolo zawsze goscinny chcial nas uraczyc czyms specjalnym. Byla nim przez niego przyrzadzona ryba. Nie widzialem w tym nic specjalnego, ale byla smaczna. Jul nie lubi ryb ale jako dobrze wychowana osoba zjadla podana rybe podobnie jak ja zjadlem krewetki w Rio kilka lat pozniej. Gianpaolo widzac jak ladnie zjadla chcial koniecznie dac jej "repete", ale mu sie dzielnie wybronila. Po kilku dniach pobytu wrocilismy do domu.

Jedna z organizacji miedzynarodoych planowala finansowanie w Egipcie Instytutu Biotechnologii do ktorego utworzenia byla potrzebna spora ilosc aparatury. Planowano kupic nasza aparature, ale musiano isc przez caly system przetargow i liczylismy sie ze konkurencja bedzie bardzo aktywna starajac sie dostarczyc tanszy i nizszej jakosci aparature przed ktora instytut bedzie sie bronil. Zaczelismy dostawac zapytania ofertowe z roznych firm, ale poniewaz mielismy tam wylacznego przedstawiciela ktory mial serwis, wiec odmawialem dawania ofert zeby nie komplikowac sytuacji.

Ktoregos dnia dostalem telefon od egipskiego profesora ktory byl w Stanach na wymianie i ktory chcial zarobic na boku i dostac od nas oferte. Poniewaz byl dosc arogancki, wiec wlaczylem magnetofon, ktory mialem stale podlaczony do telefonu na biurku " na wszelki wypadek" i zaczalem mu super grzecznie tlumaczyc dlaczego mu nie moge dac oferty. To go podraznilo do stopnia ze stal sie wulgarny i chamski, zaczal mi robic pogrozki. Ja sie nie dalem sprowokowac, widzac moj magnetofon i nie uzylem sobie jak by sie to normalnie stalo jak bym nie nagrywal rozmowy. Zakonczylo sie tym ze rzucil sluchawka. Niedlugo potem zjawil sie prezes z czerwona twarza i juz zabieral sie do pyskowania, kiedy go poprosilem zeby siadl i nim zacznie cos mowic o czym nie ma pojecia i zaczalem swoja przemowe. Wiedzialem ze zawsze staje po stronie klientow wyznajac stara juz czesto zapomniana zasade ze klient zawsze ma racje. Dalem mu tasme z mojej rozmowy i powiedzialem zeby najpierw posluchal nim zabierze glos. Posluchal bo znal moj temperament. Ja z zasady zawsze glosno mowilem, jak moj brat mowil ze glos odziedziczylem po Stryju Zygmuncie ktory jak juz pisalem wolal fornala zamiast uzywac telefonu. Ezra czesto mowil ze ja nie potrzebuje telefonu jak rozmawiam z Europa, bo pewnie mnie i tak slysza. Jak sie podenerwowalem to mowilem jeszcze glosniej, a ze drzwi od mego gabinetu normalnie byly otwarte, a sciany cienkie, tak ze opiezenie jakie wyrazalem byly szeroko znane. A poniewaz z zasady sie nie patyczkowalem, wiec raczej unikano ze mna dyskusji w tym stanie.

Niedlugo po naszej rozmowie Prezes wrocil z tasma i przyznal  mi racje oswiadczajac ze jak to dobrze ze sie nie dal "nabrac" na zale owego Egipcjanina.

W koncu wrzesnia polecialem do Kairu na rozmowy. Tak sie szczesliwie zlozylo, ze kilka dni wczesniej przylecial tam brat z wykladami z okazji specjalnej sesji naukowej na tamtejszym uniwersytecie.  Przylecial z Rzymu gdzie byl na kongresie  i przy okazji na prywatnej audiencji u Papieza w Castel Gandolfo - zaproszony na rozmowy w sprawie inzynierii genetycznej na ktory to temat Papiez zabieral glos nie majac o tym wielkiego pojecia a brat  byl szermierzem wolnosci w prowadzeniu tych badan.

Brat czekal na mnie na lotnisku i odwiozl mnie do Hotelu, ktory byl dopiero co wykonczony i blisko lotniska z ladnym basenem, ale jeszcze nie napelnionym woda. Brat zostawil mnie w hotelu, sam pojechal do swojego ktory byl blisko centrum i uniwersytetu i powiedzial ze przyjedzie po mnie kilka godzin pozniej zabrac mnie na party. Mimo ze cala noc i dzien lecialem i bylem spiacy, nie oponowalem.

Przed wyjazdem ustalajac daty wizyty w Kairze bylem w kontakcie z organizatorka tej sesji, ktora w tym czasie mieszkala w Stanach i zapytany jaka mozna bratu sprawic przyjemnosc, powiedzialem jej ze przlece do Kairu na brata imieniny i moja 24 rocznice przyjazdu do Stanow i urzadzenie mu party bedzie mila niespodzianka. Jak mi powiedzial ze po mnie przyjedzie wiedzialem ze to bedzie na party dla niego o czym on nie wiedzial.

Wzialem prysznic, troche sie zdrzemnalem i przebralem. Brat  przyjechal z miejscowym przemyslowcem nowym Mercedesem i pojechalismy w kierunku Sfinksa, minelismy go i pojechalismy dalej pustynia i zatrzymalismy sie w slicznie oswietlonej prywatnej oazie jednego z gospodarzy. Stoly uginaly sie od najrozmaitszych smakolykow, ale brat ktory juz byl chory na zoladek, poinstruowal mnie co moge, a co nie moge probowac. Razem bylo nas kolo 40 osob, wszyscy bardzo elegancko ubrani mimo upalu, ktory jak widac nie robil na nich wrazenia. Panie w wieczorowych toaletach. Calkiem jak na filmie z czasow kolonialnych. Mysmy tez byli w ubraniach, spoceni i moje jedyne pragnienie bylo zdjac marynarke i krawat, do czego doszlo znacznie pozniej.

Po obiedzie byla muzyka taneczna z tasmy czy plyty, ale jedynym tancerzem byl brat, ktory zawsze lubi tanczyc. Poniewaz wszystkie panie byly z mezami za wyjatkiem organizatorki ktora zostawila meza w Stanach. Widzac podejzliwy wzrok mezow tancerek powiedzialem mu zeby zaprzestal swoich plasow bo niemam zamiaru zobaczyc go z nozem w pleach wbitym przez zazdrosnego meza. To byli ludzie mimo wszystko innej kultury i przekonan i po co ryzykowac, chocby jakas niemila rozmowe.

Party skonczyla sie po drugiej rano poczem odwiezli nas. Najpierw brata ktory mieszkal w miescie, potem mnie bo mieszkalem za miastem kolo lotniska. Musielismy przejechac przez centrum i mimo ze bylo juz kolo 3 rano, tlum zalegal ulice, calkiem jak na targach w godzinach szczytu. To bylo niesamowite.

Nastepnego dnia mialem spotkanie z moim agentem ktorego pracownika odpowiedzialnego za nasza firme znalem od lat bo zawsze przyjezdzal na Acheme. Byl jak zwykle bardzo serdeczny i potrafil wprowadzic mnie w  bardzo przyjemny nastroj. Pracowal w tej branzy od wielu lat i wspominal jak to za czasow Nasser'a, kupowal tylko we wschoiej Europie, bywal czestym gosciem w NRD i i z lezka w oku wspominal tamtejsze chetne blondynki, ktorych nie bylo w Egipcie, za wyjatkiem tych"farbowanych". Ja z kolei wspominalem jak w tym samym czasie Polska sprzedawal im okrety wojenne i na ulicach czesto bylo widac Egipskich oficerow marynarki jacy przyjezdzali na szkolenie i odbior statkow.

Bylo, ponad 30 stopni w cieniu, wiec ubralem sie lekko, ale nie bylem na to przygotowany i mialem tylko jedna koszule w krotkimi rekawami, a mialem tam byc tydzien. Poprosilem go wiec zeby mi pomogl kupic kilku koszul z krotkimi rekawami. Nie przesadze jak powiem ze bylismy w ponad 10 sklepach, ale nigdzie ich nie znalezlismy bo zblizala sie zima wiec mieli tylko z dlugimi rekawami. Zapytalem jaka jest temperatura w zimie. Powiedziano mi ze pomiedzy 20 a 30 stopni ciepla. Zaczalem sie smiac, ale to do nich nie dotarlo, bo zima jest na dlugie rekawy niezaleznie od temperatury. To byl Egipt.

Przypomnialo mi to jak jechalismy z dziecmi na Floryde w czasie Swiat Bozego Narodzenia i dojechalismy do Georgii. Bylo jeszcze chlodno, ale Ewa zapytala sie Jul: czy to nie czas wkladac koszulke z krotkimi  rekawami ?

Byli szalenie goscinni i zajeli sie mna jak starym przyjacielem. Dojazd do biura przez zatloczone ulice w nie klimatyzowanym samochodzie byl meczacy. Pozniej odwiedzanie klientow, ktorych biura i laboratoria nie byly klimatyzowane, nie bylo lekka praca. Okazalo sie ze na uniwersytecie mieli archaiczny fermentor kupiony od nas wiele lat temu ktory byl "wyszabrowany" a chcieli go doprowadzic do "uzywalnosci", jednak mialem powazne watpiwosci czy bedziemy mieli jego rysunki i mogli dostarczyc brakujacych czesci.

Wieczorem poszlismy do kabaretu na wolnym powietrzu gdzie dominowal taniec brzucha i wystepy ktore mi tlumaczono na angielski. Wogole wiekszosc zycia jest tam na "swiezym" powietrzu, domy za wyjatkiem tych najbardziej luksusowych nie maja klimatyzacji i ludzie sa do tego przyzwyczajeni. Co innego w lepszych restauracjach i hotelach gdzie uczeszczaja cudzoziemcy.

Piatek jest w Egipcie dniem wolnym od pracy, wiec pojechalem zwiedzic Muzeum Narodowe. W kazdej sali byl policjant z karabinem. Jak tylko sie bylo samemu w sali zaraz podchodzil i zebral opowiadajac jak malo placa i jaka jest nedza. To bylo bardzo nieprzyjemne. Wczesniej mi powiedziano ze jak dam jednemu to sie od reszty nie odczepie. Tak ze chodzilem tylko z grupa zeby nie byc sam i nie narazac sie na "policyjne" zebraniny. Mowiac szczerze bylem rozczarowany, bo mimo bogactwa zbiorow, nie robilo ono wrazenia na zwiedzajacych z powodu braku wystroju. Po poludniu pojechalismy ogladnac piramidy i sfinksa, a po zachdzie slonca byla sliczna parada swiatel w amfiteatrze kolo sfinksa z widokiem na pustynie i atramentowo czarna noc. Zrobilem tylko kilka zdiec i nagralem muzyke na tasme. To bylo jeszzce przed mozliwoscia nagrywania na video.

Na sobote chcialem pojechac do Aleksandrii, ale niestety musialem pojechac do ministerstwa  gdzie chciano sie ze mna spotkac. Ministerstwo znajdowalo sie w wielkim monumentalnym budynku z otwartymi oknami, bez klimatyzacji. Upal byl niesamowity, ale na miejscowych nie robilo najmniejszego wrazenia. Rozmowa byla krotka, bezowocna i tak stracilem dzien. Nastepnego dnia byla niedziela i odlecialem do Aten. W poniedzialek odlecial brat ktory byl na wycieczce statkiem do Aswan, a we wtorek bylo swieto i zamordowano Sadata. Mielismy obaj szczescie bo po jego zabojstwie Egipt byl odciety od swiata na kilka dni.

W Atenach zatrzymalem sie w Hotelu Britania w samym centrum i znanym mi z angielskiego filmu w okresu wojny gdyz chyba w nim byla na poczatyku wojny siedziba dowodztwa korpusu brytyjskiego.
Hotel byl elegancki w stylu lat trzydziestych. Poniewaz przylecialem rano, wiec po poludniu pojechalem na wycieczke autobusowa. Nastepnego dnia musialem poleciec do Turcji nim zaczna sie tam muzulmanskie swieta. Polecialem do Istambulu i stamtad autobusem do Ankary gdzie na mnie czekal profesor ktory mial sporo naszej aparatury z czasow jak byl w Stanach i potrzebowal sporo nowej na ktora mial fundusze. Z powodu swiat wyjezdzal i chcial to wszystko zalatwic w dzien. Nastepnego dnia bylo swieto ale zaprosil mnie nasz agent ktory pokazl mi tradycyjna rzez  biednego baranka ktory sie musial wykrwawic co wygladalo odrazajaco. Delikatnie sie wymowilem z zaproszenia na obiad skladajacy sie miedzy innymi z pieczonego na roznie baranka ktorego morderstwo musialem ogladnac. Wolalem zjesc obiad w restauracji nie myslac o tym co widzialem.

Jedna z "atrakcji" Ankary bylo stale wylaczanie pradu w okreslonych godzinach z powodu oszczednosci w zuzyciu swiatla. Poniewaz mieszkalem na 11 pietrze wiec musialem tak zaplanowac swoj czas zeby w okresie wylaczania nie byc w pokoju bo nie mialem ochoty spacerowania na czy z 11 pietra.

W tym spacerowaniu po pietrach mialem doswiadczenie z New York'u o ktorym nie pamietam czy juz pisalem. Jezeli sie powtarzam, to przepraszam. Otoz majac w spotkanie w Amtorgu, ktory mial swoje biura na 18 pietrze przez pomylke nacisnalem 17 i wyladowalem w cudzym biurze. Pierwsza reakcja byla pojsc schodami jedno pietro zeby nie czekac na winde. Tak tez zrobilem. Okazalo sie ze na 18 jak i na 19 i 17 i reszcie pieter drzwi otwieraly sie tylko w jedna strone. Poniewaz drzwi byly solidne, pukania nie bylo slychac, wiec nie bylo innej rady jak zejsc do piwnicy gdzie na drzwiach byl napis:  Jak je otworzysz bedzie alarm. Nie mialem wyboru i otworzylem. Alarmu nie bylo, wyszedlem na ulice, spowrotem do bramy i do windy, patrzac sie tym razem ktore pietro naciskam.

W czasie obiadu dowiedzialem sie o zamachu na Sadat'a co bylo mi  trudno zrozumiec po tym co widzialem w Egipcie. No ale co innego widzi cudzoziemiec bedacy tam gosciem przez kilka dni niz "tubylec". Co mnie tam przerazalo to ten straszny tlok 24 godzine na doby, ludzie mieszkajacy w grobowcach i z drugiej strony luksus prywatnej oazy. Nastepnego dnia wrocilem samolotem do Istambulu. Zapomnailem aparat fotograficzny w autobusie dowozacym mnie do samolotu, ale zorientowalem sie natychmiast jak wsiadlem do samolotu i zdazylem wrocic do autobusu i znalezc aparat.

W Instambule zamieszkalem w Hiltonie z widokiem na Bosfor i Europe. Poniewaz byly swieta, wiec z moich spotkan tylko jedno sie zmaterializowalo i bylo raczej towarzyska pogawedka. Majac czas jezdzilem na wycieczki i zwiedzilem sporo zabytkow, wlacznie ze znanymi meczetami, muzeami. Szczegolnie interesujacy byl kosciol a potem meczet a obecnie muzeum sw. Zofii. Niedaleko hotelu bylo Muzeum Wojska gdzie bylo sporo zbiorow z okresu podbojow. Zapytany przewodnik na temat odsieczy wiedenskiej okazal zaskoczenie i niewiele o tym wiedzial, wiec staralem sie go "doksztalcic" czym chyba wyraznie nie byl zachwycony.

Duze wrazenie na mnie zrobilo ze siedzialem na werandzie w hotelu  jedzac lody w Azji, a patrzylem  sie na Europe. Przpomnial mi sie dowcip jaki wowczas byl modny w New Brunswick, ze najdluzszym mostem na swiecie jest most na rzece Raritan laczacym Highland Park z New Brunswick bo laczyl Azje z Afryka. Wytlumaczenie: Highland Park byl zydowskim miasteczkiem a w New Brunswick bylo bardzo duzo murzynow.

Wrocilem do Aten do tego samego hotelu gdzie czekalo na mnie sporo wiadomosci ustalajacych spotkania. Niestety nie znalazlem nikogo ktory by sie nadawal na wylacznego dystrybutora. Rynek byl nie duzy a inwestycje jakie by musieli zrobic zeby dostac wylacznosc sie im nie oplacaly. A miec kogos kto bedzie siedzial i czekal na zamowienia i nie mial nawet serwisu nie wchodzilo w rachube. To samo moglismy sami robic zs Stanow i nie placic prowizji.

Z Aten polecialem do Wiednia gdzie czekal na mnie Johannes. Weekend spedzilismy jako turysci. On byl doskonalym przewodnikiem i lubilismy swoje towarzystwo. Nastepnego dnia bylo kilka spotkan. Dzien pozniej pojechalem autobusem do Bratislawy na rozmowy. Za czasow Austro-Wegier chodzil pomiedzy tymi miastami tramwaj. Teraz najwiecej czasu zajmowalo przekroczenie granicy. Mialem ze soba kilka olowkow z zegarkami jakie wowczas byly modne i ich cena pamietam doszla do dolara za sztuke, podczas gdy sama bateria do niego kosztowala dwa. Celnik znalazl je w mojej torbie i zapamietal ile ich mam. W drodze powrotnej mialem "szzcescie" do tego samego celnika ktory pamietal ile mialem a ile wracalo, ale nie robil mi zadnych trudnosci, wiec mu zostawilem jeden, czym sie bardzo ucieszyl.

W drodze powrotnej spedzilem kilka dni w Londynie odwiedzajac wystawe i spotykajac sie z Raymond'em i Derkiem.
 
Bylem w domu 2-3  tygodnie i spowrotem "w droge. W tym roku mialem wystawe w Moskwie w okresie swieta dziekczynienia. Nie chcialem tego dnia spedzac poza domem, ale nie mialem wyboru.

Najpierw polecialem na wysatwe do Duesseldorf'u. Stoisko bylo zorganizowane przez miejscowego agenta, tak ze mialem czas na zajecie sie goscmi. To byla regionalna wystawa, ale chcialem sie rozgladnac za nowym agentem i zobaczyc jak by wygladalo otywarcie wlasnego biura w Niemczech. Bylem tylko kilka dni i mieszkalem w malym hotelu na przedmiesciu, tak ze musialem polegac na samodzie agenta lub komunikacji miejskiej.

Po kilku dniach odlatywalem wczesnie rano i mialem byc obudzony przez personel hotelu, ktory o tym  "zapomnial". Jak sie zbudzilem bylo bardzo pozno, tak ze doslownie gnalem z portkami w reku i dolecialem do samolotu w ostatniej chwili przed odlotem. W Moskwie bylem sam i musialem sam wszystko urzadzac. Wiltor nie dostal pozwolenia pracowania na naszym stoisku, tak ze mialem tylko swoja "pilnowaczke", ktora nie wiele mogla czy chciala pomoc i wszysko bylo na mojej glowie. To byla nerwowa szarpanina i jak zwykle ostatnia kosmetyka stoiska byla robiona jak juz otwierala sie wystawa.

Zaczalem od powiadomiania klientow ze informacje podawane przez wniesztorg ze nie chcemy sprzedawac sa nieprawdziwe i ze przyjmujemy i zalatwiamy zamowienia w pierwszej kolejnosci dla stalych klientow. Chyba tym porobilem sobie wrogow. Okazuje ze bali sie u nas zamawiac nie bedac pewnym czy embargo nie bedzie obejmowac rowniez naszej aparatury, i czesci zamiennych do niej, tak ze pewnogo dnia wszystko sie "wyjruszy".

Musze przyznac ze mieli do pewnego stopnia racje bo niestety wielka polityka nie liczyla sie z takimi malymi pionkami jak my. Nie mniej zaczely wplywac zapytania i pare zamowien dostalem bo tez nie chcieli sobie zamykac dostepu do aparatury jaka potrzebowali jak i do czesci zapasowych bez ktorej pozniej beda mieli duzo zlomu zamiast pracujacej aparatury.

W drodze powrotnej wstapilem doPolski zeby znowu pojechac na grob rodzicow, odwiedzic swego brata ciotecznego Romka znanego juz wowczas rzezbiarza ktory obiecal sie zajac grobowcem rodzicow ktory nie byl juz w najlepszym stanie. Lata zrobily swoje a nie bylo juz Mamy ktora by o to dbala.

Mialem wracac British Airways - dali specjalna oferte - ale w Londynie spadlo pare centymentrow sniegu i zamkneli lotnisko w przeddzien mego wylotu. Moja wiza sie konczyla wiec pojechalem do biura wizowego zeby ja przedluzc chocby o dzien. Powiedzieli mi ze nie potrzeba i moge odleciec dzien pozniej. W dniu odlotu byly dwa samoloty. Jeden z poprzedniego dnia ktory zostal na noc w Warszawie i ktorym sie nie moglem zabrac bo byl pewny. Drugi przylecial na czas i mial odleciec prawie rownoczesnie.

Na wszelki wypadek zrobilem rezerwacje na nastepny dzien na odlot przez Szwajcarie, bo w SwissAir mialem dobre stosunki, ale czekalem na swoj lot. Odprowadzajacy mnie dawno odjechali, a ja ciagle czekalem. Na koniec kolo 8 wieczor samolot odlecial i z gory wiedzialem ze nie zlapie polaczenia na New York i bede musial nocowac w Londynie. Po przylocie do Londynu zrobilem rezerwacje na nastepny dzien i poprosilem o miejsce w hotelu, ktore w normalnych warunkach bylo na koszt linii lotniczej ktora spowodowalo opoznienie. Zamiast hotelu spotkalo mnie angielskie chamstwo z wkrzykiwaniami na temat amerykanow i grozenie policja. Niestety nie zapisalem sobie wowczas nazwiska angielskiego chama, tak ze pozniej nie moglem zlozyc zazalenia, bo w takich warunkach "niema winnych". Obiecalem sobie ze wiecej nigdy ta linia nie polece i obietnicy tej dotrzymalem.
Bylo juz dobrze po polnocy jak znalazlem autobusik jaki wozil pasazerow do hotelu gdzie sie na noc zatrzymalem. Po wejsciu do pokoju otworzylem radio z ktorego sie dowiedzialem ze w Polsce ogloszono stan wyjatkowy, odcieto polaczenia ze swiatem i ze samolot ktorym wylecialem byl ostatnim jaki odlecial z Polski. Nogi sie podemna ugiely, siadlem na lozku i pomyslalem ze mialem szczescie bo bym mial przymusowe wakacje w Polsce. Teraz zrozumialem dlaczego nie chcieli mi przedluzac wizy. Nastepnego dnia zmienilem rezerwacje na PanAmerican, zadzwonilem do Derka zeby dal znac Jul kiedy przylatuje i odebrala mnie z lotniska.

Zostalo 10 dni do swiat, wiec byl czas na dokonczenie spraw jakie na mnie czeklay w biurze i w domu i postanowilem po nowym roku wziasc Jul i poleciec na wakacje do Accapulco. Swieta spedzilismy z Chris'em, na Nowy Rok Jul pracowala, tak ze na Sylwestra pojechalismy na obiad i potem poszla spac bo wstawalo o czwartej z minutami rano. Chris poszedl na "balange" a ja czekalem z kotami na telewizyjne obchody Nowego Roku.

Kilka dni pozniej polecielismy z Jul na wakacje do Accapulco. Na lotnisko odwiozl nas Chris. Mimo ze jechalismyh przed 5 rano i drogi byly puste, szczegolnie dojazd do samego lotniska JFK, to trafilismy na wypadek samochodowy ktory blokowal pusta droge. Musielismy ich obejzdzac po trawie zeby sie nie spoznic na samolot. Poniewaz Chris odwozil nas do samego dworca lotniczego, wiec mimo kilku stopni mrozu bylismy lekko ubrani. Po przylocie na miejsce mielismy parne ponad 30 stopni, mimo ze to byl juz wieczor. Zamieszkalismy w okraglym Holiday Inn, gdzie kazdy pokoj mial widok na zatoke. Za wyjatkiem dzielnicy hotelowej pelnej eleganckich hoteli, same miasto dosc biedne, typowo meksykanskie z duza iloscia biednych ludzi i tlokiem na ulicach. W dzielnicy hotelowej ladne sklepy i co krok prywatni policjanci z karabinami gotowymi do strzalu. Z jednej strony poczucie bezpieczenstwa, ale z drugiej widac jak jest niebezpiecznie ze trzeba takiej ilosci prywatnej policji.

Sliczna plaza i mase wedrownych sprzedawcow miejscowego rekodziela do tego stopnia ze trzeba sie od nich opedzac. Probowalismy plywac w Pacyfiku, ale fale nas zniechecily i oprocz spacerowania po plazy i ogladania plazowiczow, motorowek i licznych spadochroniarzy za motorowkami wolelismy sie kapac w basenach. Jul po nasmarowaniu sie zabezpieczeniem od slonca spedzala kilka minut z zegarkiem na plazy a potem sie chowala, bo przy jej karnacji nie trudno bylo o poparzenia. Ja na slonce nie chodzilem za wyjatkiem do basenu i to w kapeluszu czy czapce i czesto w koszuli. Dopiero po zachodzie slonca mozna bylo spokojnie poplywac.

Jezdzilismy na rozne wycieczki, bylismy na walce bykow, ale najwieksze na mnie wrazenie zrobil "Centrum Zjazdow" pod golym niebem z restauracjami, klubami i amfiteatrem gdzie wieczorami byly regionalne wystepy bajecznie kolorowych pelnych temperamentu zespolow. Poraz pierwszy w zyciu polubilem wystepy zespolow ludowych. Niewiem jak one byly "ludowe" ale bylem nimi oczarowany. Niestety wakacje sie skonczyly i trzeba bylo wracac do zimy i w samolocie sie przebierac zeby nie "zamarznac. Znowu Chris odebral nas z lotniska i nastepnego dnia wrocilismy do pracy.

W polowie kwietnia Bylem spowrotem w Szwajcarii. Weekend spedzilem z Ewa i potem zaczalem objezdzac kandydatow na naszego nowego agenta. Chetnych nie bylo bo w owym czasie dolar stal bardzo wysoko, tak ze ceny naszej aparatury byly  wysokie w porownaniu do miejscowej konkurencji.

Nastepnie polecialem do Monachium na wysatwe, gdzie byl juz Prezes i Willy. Okazuje sie ze Willy rozbil nastepny samochod bedac na gazie czego Prezes mu nie mogl darowac. Stosunki byly bardzo napiete i nieprzyjemne. Jedynie jak  Ewa przyjechala na kilka dni Prezes zajal sie nia i zostawil Willy'ego troche w spokoju. Po jej odjezdzie zaczelo sie wszystko od nowa ale wystawa sie skonczyla i wszyscy sie rozjechali. Na weeknd pojechalem do Johannes'a razem z Gianpaolo i tam po kilku dniach odlecialem z Monachium do Warszawy.

Trafilem tam w przeddzien uroczystosci pierwszo-majowych, pierwszych w okresie stanu wojennego kiedy to spodziewano sie ze nie bedzie spokojnie. Rano zadzwonil do mnie znajomy ktory byl w strazy pochodu zebym siedzial w hotelu i nie wychodzil do czasu jak do mnie zadzwoni. Mial racje bo bylo troche rozrobek i wowczas byl dosc anty amerykanski nastroj. Mialem kilka spotkan. Staralem sie dostac zalegla zaplate za uprzednio dostarczona aparature i po otrzymaniu obietnicy, niedlugo potem dostalismy czek.

 Kilka dni pozniej Moskwa zostala otwarta - zawsze ja zamykano dla nie zaproszonych gosci w okresie ich swiat - i polecialem na rozmowy. Efekty nie byly wielkie, ale poniewaz wracalem tam w koncu sierpnia na wystawe, wiec byla nadzieja ze sie ruszy. W drodze powrotnej zatrzymalem sie na krotko w Budapeszcie i w Pradze i ostatni weekend spedzilem z Ewa ktora w tym roku poraz poierwszy nie spedzala wakacj u nas. Jechala do Polski na zaproszenie Leszkow i pod koniec lata przylatywala na studia na Uniwersytecie Rutgers'a w New Brunswick gdzie zostala przyjeta na drugi rok studiow, bo jej ostatnia klase gimnazjum zaliczono jako pierwszy rok studiow uniwersyteckich. Wybrala za moja rada nauki polityczne bo myslalem ze bedzie miala ochote pojsc do dyplomacji, lub chocby sluzby konsularnej. Ona nie miala specjalnych planow i byla otwarta do sprobowania co jej sie najbardziej bedzie podobalo.

Zdrowie Wuja zaczelo coraz bardzie szwankowac. Okazalo sie ze jako dlugoletni palacz mial raka pluc. Co ptrawda w jegho ,wieku to nie posuwalo sie tak szybko, ale stan zdrowia sie pogarszal, spedzal sporo czasu w szpitalu. Dostalem telefon od Reni ze Wuj zmarl i podala kiedy bedzie pogrzeb. Powiedzialem ze przyjade, pewnie sam bo dla Jul dostanie wolnego nie bedzie mozliwe, bo ona pracuje wedlug "rozkladu" ktory trudno zmienic. Wzialem kilka dni wolnego, wsiadlem w samochod i pojechalem. Wieczorem dojechalem do Reni gdzie byl juz Andrzejek i Tadzio. Zamieszkalismy u Reni i nastepnego dnia byl pokaz zwlok w domu pogrzebowym. Bylo sporo ludzi, polski ksiadz odmowil modlitwe i nastepnego dnia byl pogrzeb. Mowiac prawde niewiele wiecej pamietam, ale pewnie Renia to uzupelni. Pamietam ze zostalem na dzien po pogzrebie i pojechalismy z Adrzejkiem do maista i ja skorzystalem i kupilem plaszcz deszczowy Aquascutum na ktory zawsze mialem ochote a ktory w Kanadzie byl duzo tanszy jak w Stanach i Anglii skad pochodzil. Na cmentarz pojechalem razem z ksiedzem, bo cchialem pofilmowac a potem w kosciele jak byly po naborzenstwie przemowy tez filmowalem. Mialem wowczas jeszcze jeden z pierwszych betamax'ow ktorych filmy dawaly wiele do zyczenia, ale wowczas nie bylo lepszych amatorskich kamer. Musze powiedziec ze Renia sie bardzo dzielnie trzymala, choc strata Matki a potem Ojca byly dla niej wielkim ciosem. Moze byc dumna ze byla dla nich wyjatkowa corka.

Nie pamietam co robil tego lata Chris, wiem ze czesto bywal u nas i zajmowal sie naszym ogrodem i planowal z kolega zaczac letnie scinanie trawy zeby sobie dorobic.

Lulu poslala Ewy dobytek frachtem lotniczym collect nie liczac sie z jego kosztem. Nie bylem zachwycony, ale bylo juz po fakcie. Harrald zalatwil odprawe celna i dostawe do firmy bo skrzynia byla za duza zeby poslac do domu. W magazynie firmy otworzylem skrzynie i powoli zabralem rzeczy do domu zeby czekaly na Ewe.

W koncu sierpnia polecialem przez Warszawe do Moskwy na wystawe, ktora jak sie pozniej okazalo byla moja ostatnia. Mialem do pomocy Derka i miejscowa tlumaczke. Sytuacja sie troche wyklarowala i zaczelismy dostawac wiecej zapytan, jednak w czasie wystawy nie zdazylismy dostac wszystkich spodziewanych zamowien. W drodze powrotnej zatrzymalismy sie w Budapeszcie na rozmowy skad wrocilismy do swoich domow.

Ewa przyleciala do nas kilka dni po moim odlocie do Europy. Chris odebral ja z lotniska, byla kilka dni w domu a pozniej Jul z Chris'rem odwiezli ja do akademika gdzie zamieszkala. Wolalbym zeby mieszkala w domu, ale chciala sprobowac samodzielnego zycia. Jako studentka drugiego roku mogla miec samochod, wiec dalem jej duzego Buick'a, ale wolala Volkswagena, wiec go zamienilismy i ja jezdzilem duzym samochodem jak bylem w domu. Na weekendy jak nie bylo parties na ktore czesto tez Chris jezdzil, to spedzala w domu, a specjalnie na weekendach kiedy ja bylem w podrozach, zeby Jul dotrzymac towarzystwa.

W listopadzie byla w Moskwie konferencja Amerykansko Sowieckiej Rady Handlowej ktorej bylem czlonkiem. Chcialem polaczyc piekne z nadobnym i pojechac na konferencje i podpisac kontrakty ktorych sie spodziewalem. Ezra uwazal ze co dopiero wrocilkem z Moskwy i nie widzial potrzeby zebym pojechal znowu. Z nim nie bylo dyskusji, wiec poszedlem do Steve'a sie pozalic. On mnie poparl i pojechalem po drodze zatrzymujac sie w Sofii na rozmowy. Wczasie mego tam pobytu zmarl Brezniew i myslalem ze konferencja bedzie odwolana i bede musial wrocic. Okazalo sie ze nie tylko bedzie przerwa w obradach w czasie pogrzebu.

W przeddzien mego odlotu do Sofii zmarl Steve. Poczatkowo czul sie nie najlepiej i myslal ze to zgaga. Bral jakies lekarstwa na zgage i nie poszedl do lekarza. Okazalo sie potem ze pekla my aorta w zoladku i nie bylo juz ratunku. Byl dopiero po piedziesiatce. Zostawil zone i adoptowanego syna z ktorym mial sporo klopotow. Ja stracilem w nim poparcie z ktorym sie liczono i szybko o nim zapomnaino.

Pobyt w Moskwie ktory okazal sie moim ostatnim na wiele lat byl sukcesem. Podpisalem sporo kontraktow, bralem udzial w obradach, pogrzeb ogladalismy w TV bo miasto bylo na te kilka godzin zamkniete dla cudzociemcow, ale zaraz po zakonczeniu pogrzebu mialem spotkanie i podpisanie kontraktu. Na bankiecie pozegnalnym z okazji zakonczenia obrad w restauracji hotelu Sowieckaja, normalnie zarezerwowanego tylko dla ich oficjalnych gosci przybyla nan delegacja amerykanska jaka brala udzial w pogrzebie i zmieszala sie z uczestnikami obrad. Do naszego stolika dosiadl sie Bob Doyle i siadl kolo mnie. Mielismy ciekawa konwersacje bo bedac czestym bywalcem w Moskwie moglem mu odpowiedziec na jego liczne pytania dotyczace stosunkow handlowych sowiecko amerykanskich.

Nastepnego dnia odlecialem do Warszawy skad po kilku dniach do domu zeby zdazyc na Thanksgiving na ktorym poraz pierwszy po
wielu latach byla Ewa. Swieta i Nowy Rok spedzilismy tak samo w rodzinnym gronie a mlodziez miala sporo atrakcji na uczelni.

W polowie stycznia pojechalismy z Jul na Floryde spedzajac kilka dni w Orlando, potem do Hollywood zeby odwiedzic Rome i Lubora potem do Coral Gables pochodzic po sklepach, do kina i odwiedzic malpi gaj. Stamtad do Marco Island odwiedzic Harrald'ow ktorzy tam zaczeli spedzac zimy po jego likwidacji firmy. Nastepnie do Sarasoty zeby odwiedzic Tadziow ktorzy zimy spedzali w Warm Mineral Springs i z nimi poznac okolice z mysla ze moze tam sie przeniesiemy kiedy pojde na emeryture. Stamtad wrocilismy do domu nocujac w Daytona i pod Washington'em.

Na koniec lutego mialem zaplanowany wyjazd do Moskwy, Budapesztu i Pragi. Dostalem wszystkie wizy, rezerwacje - zeby dostac wize sowiecka trzeba bylo miec zaplacony z gory hotel na okres waznosci wizy - i przgotowywalem sie do wyjazdu. W przeddzien odlotu w czasie obiadu dostalem telefon z firmy ktora zajmowala sie zalatwianiem wiz ze moja wiza zostala odwolana i jakbym polecial do Moskwy to mnie nie wpuszcza i wsadza na ten sam samolot ktorym przylecialem. Moje pytania o powod i co z rezerwcja hotelowa pozostaly bez odpowiedzi. Moje telefony do dzialu wizowego, przedstawicielstwa handlowego i przestawicielstw firm jakie mi potwierdzily wize pozostaly bez odpowiedzi.

Musze przyznac ze to byl szok jakiego sie nie spodziewalem. Co prawda jezdzac do sowietow mozna bylo sie wszystkiego spodziewac, ale po ponad 10 latach stalych wizyt zapomnialem o tej mozliwosci ktora spotykala innych na porzadku dziennym. Ale zawsze to byli "oni". Po tygodniu zgodnie z planem polecialem do Budapesztu i pozniej przez Prage wrocilem do domu. Nie moglem sobie znalezc miejsca i lamalem sobie glowe co bylo tego powodem.

Znajomy sowiet ktory byl na placowce w Kanadzie nie chcial ze mna wogole rozmawiac. Bylem "trefny" jak by to okreslic. Moje "akcje" w firmie spadly bo nie moglem juz odwiedzac mego najlepszego rynku i musialem sie przestawic na nowe, co nie bylo latwe.

W kwietniu bylo w Bratislawie Sympozium o Fermentacji z wystawa w ktorej bralismy udzial. Pojechalem z Derkiem zeby miec fachowca do dyskusji. Bylo sporo ludzi mi znanych. Okazalo sie ze szef sowieckiej delegacji ktory byl nowym pracownikiem dzialu zagranicznego Zjednoczenia Przemyslu Mikrobiologicznego ostrzegl swoich zeby sie ze mna nie zadawali, tak ze na wszelki wypadek spotkalismy sie w tramwaju. Smieszne to ale prawdziwe. Zaprosilem na miedzynarodowy obiad znajomych z Wegier, Czechoslowacji, Bulgarii i NRD. Bylo ciekawie i trzeba pamietac ze to byl rok 1983 i daleko bylo do upadku komunizmu.

W drodze powrotnej zatrzymalem sie we wschodnim Berlinie zaproszonony przez ich przedstawicieli na wystawie. Rozmowy byly ciekawe ale nic wiecej. Zaziebilem sie tam i po powrocie dostalem zapalenia pluc. Jul jak zwykle nie bardzo wierzyla w moje choroby i dopiero jak nie przyszedlem na obiad sie przestraszyla. Poslali mnie do firmowego lekarza ktory stweirdzil zapalenie pluc i kazal lezec w lozku i brac antybiotyki i inne lekarstwa. Potem jezdzilem na badania, przeswietlania az wyzdrowialem. To byla moja jedyna choroba, za wyjatkiem zlamanej nogi i operacji przepukliny jaka mialem w ciagu 25 lat pracy w firmie

Przez rok nigdzie nie jezdzilem sluzbowo i sytuacja byla raczej minorowa. Koncentrowalem sie na innych rynkach, nie mniej brak mojej bazy handlowej nie byl latwy do strawienia.

Ewa na lato pojechala do Polski na kurs jezykowy dla mlodziezy polonijnej na Uniwetsytecie Jagielonskim. Romans z Pawlem kwitl, czym nie bylem zachwycony, bo on nie bral sie do nauki, repetowal i byl kilka lat nizej od Ewy, choc byli rowiesnikami. Zgodzilem sie zeby rok spedzila we Francji na wymianie studentow, choc nie bylem tym zachwycony. Ona z kolei nie byla zadowolona z kierunku studiow, co bylo pod wplywem Pawla, ktory chcial tak jak matka zostac lekarzem, ale tylko w slowach bo calkiem do nauki sie nie zabieral i jak mi kiedys podczas kolacji tlumaczyl ze ma niskie IQ co jest powodem jego problemow w nauce. Ja doskonale wiedzialem ze z IQ bylo wszystko w porzadku i byl inteligentny, tylko smierdzacy len rozpuszczony przez rodzicow ktorzy sie nad nim trzesli.

W listopadzie polecielismy na wycieczke do Rio de Janeiro. Kraj ciekawy, ludzie tez, tylko ze niebezpieczny i to psulo nam nastroj. Zwiedzilismy sporo, nie tylko w miescie ale i w okolicy. Bylismy goscmi naszego przedstawiciela ktory chcial sie zrewanzowac za nasza goscinnosc. To bylo szczegolnie ciekawe zeby porozmawiac z kims miejscowym, nie tylko z przewodnikami wycieczek. Zaprosil nas do domu, potem do jednej z najlepszych restauracji gdzie jak widac byl stalym bywalcem. Zapytal sie co chcielibysmy zamowic. Nie znajac miejscowej kuchni - stolowalismy sie w hotelu gdzie byla bardzo dobra europejska kuchnia - zdalismy sie na niego, ja tylko prosilem zeby nie zamawial tam bardzo popularnych krewetek, bo ich nie lubie. Byl tak zajety rozmowa z Jul ze chyba na to nie zwrocil uwagi i dostalem krewetki. Bedac dobrze wychowanym zjadlem je, ale Jul mowila ze nigdy nie widziala mnie tak wolno jedzacego jak wowczas.

Ostatniego dnia poniewaz odlatywalismy wieczorem a chcieli miec hotel wolny dla nastepnej grupy, wiec zawiezli nas w gory do letniej rezydencji ostatniego cesarza Brazylii gdzie bylo znacznie chlodniej i mniej duszno. Bardzo bylo ciekawe ze po dwugodzinnej jezdzie bylismy w calkiem innej strefie klimatycznej. Bylem zdziwiony ze mimo tych walorow miejscowosc miala pewnie bardzo elegancka przeszlosc, ale obecnie po wprowadzeniu klimatyzacji byla raczej zaniedbana. Wieczorem dojechalismy na lotnisko i wrocilismy do domu kilka dni przed Thanksgiving.

Po powrocie dostalismy telefon od Ewy ze wyczula guz na piersi, byla u lekarza ktory nic nie znalzl, potem pojechala do Paryza i tam poszla do specjalisty i tez nic, ale ciagle go czuje i sie boi czy to nie rak piersi.

Powiedzialem zeby na swieta przyleciala do nas i ja zalatwie jej wizyte u kogos kogo brat poleci. On przeciez jest profesorem Onkologii, wiec napewno ma dobre stosunki.

Zadzwonile do brata ktory jak zawsze w takich wypadkach bardzo sie ta sprawa zajal i zalatwil wizyte u podobno najlepszego specjalisty w Sloan Kattering Institute. Ewa przyleciala przed swietami na te wizyte, ja wzialem wolny dzien i pojechalismy. Wizyta byla na czas i trwala nie wiecej jak 5 minut. Doktor sie zapytal czy pije duzo kawy czy herbaty. Okazalo sie ze herbaty. Powiedzial ze wszystko jest w porzadku, tylko powinna ograniczyc ilosc pitej kafeiny, bo to powoduje te zmiany. Od tej pory nigdy wiecej Ewa nie miala problemow.

Okazuje sie ze wyczytala w Time ktory zawsze dokladnie czyta o badaniu sie czy sie niema jakichs oznak raka piersi i wyczula jakies male zgrubienie i zaczela sie tym martwic. Dzieki tej historii przyleciala na swieta, czego by nie zrobila, korzystajac ze byla we Francji.

Swieta spedzilismy spokojnie z Ewa i Chris'em, zas oni uzywali na roznych partiach ktorych bylo sporo w tym okresie. Tak zakonczyl sie rok  ktory przyniosl tyle zmian.

6/16/99


Stanislaw Szybalski
Punta Gorda, FL 33950
Prawa autorskie zastrzezone