Sekretarki

Kilka dni temu odwiedzil mnie moj dawny kolega z zona. Pracowalismy razem dokladnie 41 lat temu i nie widzielismy sie przynajmniej 26 lat - jak ja dokladnie jeszcze potrafie liczyc. Jezeli czytelnik mysli ze znajdzie tu jakies romanse, czy szalone "wyskoki" to moze lepiej podaruje sobie lekture. Ja stosowalem zawsze stara sowiecka, a moze rosyjka maksyme: gdie rabotajesz, tam nie ....... Mimo ze nigdy nie mialem zadnych romansow biurowych, zreszta nigdy nie mialem takiej sekretarki zeby sie do tego nadawala, ale w firmie mialem opinie kobieciarza i powodem tego byla moja "europejskosc" w sposobie bycia z plcia odmienna, czasem calowanie w reke, mowienie komplementow. "Tubylcy" przewaznie staja oddzielnie grupkami i rzadko podchodza do plci odmiennej zeby prowadzic nawet neutralna konwersacje.

W czasie naszych dyskusji o wspolnej i oddzielnej przeszlosci, kolega wspomnial o mojej pierwszej sekretarce, o ktorej musze sie przyznac calkiem zapomnialem. Pracowalismy razem dwa lata, a potem bylo ich bardzo wiele. To sklonilo mnie do napisania wspomnien na ten temat.

Bedac w powojennej Polsce ktora pozniej stala sie PRLem zawodowe sekretarki praktycznie nie istnialy. Jak mnie uczono w Szkole Handlowej w czasie okupacji, ktora miala jeszcze przedwojenny program zawodowy, sekretarka to byla osoba po szkole lub kursach sekretarskich, piszaca szybko i bezblednie na maszynie, znajaca polska ortografie i gramatyke i stenografie. Moze zawodowe sekretarki sie jeszcze gdzies zachowaly, ale musialo ich byc niewiele i ja sie spotkalem tylko z jedna, ktora w praktyce byla "maszynistka", bo wowczas nie wiele chyba osob wiedzialo o dyktowaniu, jeszcze mniej umialo pisac na maszynie.

Jak sie przekonalem calkiem inna sytuacja byla w Stanach, gdzie normlanie skretarka zarabiala kilka razy mniej jak jej szef, tak ze ekonomiczniej bylo miec wiecej sekretarek odciazajacej szefow ktorzy mogli byc bardziej produktywni. Moja pierwsza praca byla w malej firmie ktorej wlascicielem byl pan George Horne. Przed wojna wyemigrowal ze Stanislawowa i byl przedstawicielem Wedla na Kanade. Podczas wojny zaczal sprzedawac dewocjonalia i to mu szlo dosc dobrze, ale po wojnie wrocil do Wedla i mial przedstawicielstwo na Stany, potem do tego doszla polska wodka i piwo. Do moich pierwszych obowiazkow nalezalo szukanie dystrybutorow ktorzy by sie zajeli sprzedarza wyrobow Wedla. Ale powrocmy do tematu. Filarem calej firmy byla pani Smith, sredniego wieku zawodowa sekretarka ktora prowadzila cale biuro, korespondencje i czesto zastepowala wlasciciela w negocjacjach handlowych. Nie bylo problemow z zadna korespondencja bo wszystko bylo bezblednie zalatwiane. Poniewaz Horne mowil szeregiem jezykow, rowniez po polsku, wiec nie mielismy problemow w porozumiewaniu sie a moje sprawozdania z licznych podrozy pisalem po polsku, majac zawsze w samochodzie maszyne do pisania. Mrs. Smithj najwazniejszym problemem bylo dobre wydanie ladnej corki za maz. Nie wiem jak to sie skonczylo, bo odszedlem z firmy.

Nastepnie przeszedlem do firmy importowo - exportowej surowcow farmaceutycznych. Tam wlasnie dostalem pierwsza osobista sekretarke Dolores o ktorej wspominal moj kolega. Pamietam ze byla ladna mloda mezatka i po krotkim okresie uczenia sie "mego angielskiego", nie miela trudnosci w zrozumienia mego dyktanda, pozatem czesto dyktowalem jej tylko punkty jakie mialy byc w liscie a reszte ona sama pisala. W czasie moich wyjazdow doskonale radzila sobie z zalatwianiem korespondencji i utrzymywania ze mna kontaktow.

To byl poczatek popularyzacji telexow ktore zaczely przejmowac koresponcje jak rowniez kontaktowanie sie z firma w czasie moich podrozy. To nie bylo wowczas tanie, nie kazdy mial urzadzenia do perforowania tasm ktore pozwalaly na szybsza wymiane informacji. Pamietam ze raz bedac w Niemczech skorzystalem z telexu w znajomej firmie i taka rozmowa w poczatku lat 60tych kosztowala kolo $100.00. Pokazaly sie na rynku pierwsze dyktafony, pozniej magnetofony. Dostalem taki, byl duzy, ciezki i mial takie malutkie szpulki z tasma, ktore po przewicieniu oddawalem Dolores do przepisania.

Pozniej te szpulki uzywala Lulu do nagrywnia swoich listow doMatki. Niestety firma miala powazne problemy natury prawnej, wiec wolalem odejsc, nie mniej mialem z jej powodu sporo przykroosci. Wszedlem do spolki z dwoma klijentami firmy zeby kontynuowac moja dzialalnosc. Mialem nowa sekretarkem tez bardzo dobra, choc brzydka jak noc i ciagle wybierajaca sie wyjsc zamaz, tylko ze nie mogla znalezc chetnego nawet na randle. Po ponad roku niestety interesy szly bardzo slabo, rozszedlem sie ze wspolnikami, musialem podziekowac sekretarce i zaczalem sam prowadzic korespondencje, ktora byla podstawa dzialalnosci firmy, majac Lulu jako edytora, czego bardzo nie lubila, ale nie bylo innej rady. Jak wyjezdzala do Mamy to pomagala mi jej znajoma.

Poniewaz nie zanosilo sie na poprawe w interesach, postanowilem szukac pracy. Po kilku latach usilnych staran, dostalem dwie oferty: jedna od mego dostawcy, a druga od znajomego brata, fabrykanta aparatury naukowej.

Pierwsza byla z branzy jaka znalem, lepsza finansowo, ale wymagala dosc daleko dojazdow.

Druga natomiast byla firma byla bardzo blisko domu. Wybralem ja i jak sie okazalo to byla rozsadna decyzja bo ta pierwsza firma niedlugo potem splajtowala.

Moja posade objalem po odejsciu dotychczasowego kierownika exportu, ktory byl niezadowolony za nie pozwolono mu podrozowac. Poznalem go i spedzilismy wspolnie kilka godzin na dyskusjach z ktorych zorientowalem sie ze on nie mial pojecia o handlu zagranicznym, marketingu, mozliwosci usyzkania pomocy z Departmanetu Handlu, nie mowiac juz o tym ze nie potrafil nawet przeliczyc na system metryczny danych podawanych w miejscowej wadze i wymiarach. Jego glownym zajeciem bylo przygotowywanie dokumntacji wymaganej przy exporcie, ktora pozniej przepisywala jego sekretarka. Nie moglem tego zrozumiec, bo to wszystko mogl zalatwiac spedytor, ktory i tak obciazal odbiorce. Moje pytanie czemu sam wszystko zalatwial, pozostalo bez odpowiedzi. Musialem wszystko zaczynac od nowa. Odziedziczylem po nim doskonalego spedytora, ktory przejal wszystnie czynnosci zwiazane z exportem. Okazal sie niezastapionym "skarbem" ktory stal sie bezplatna czescia firmy.

Zaprzyjaznilismy sie i ta przyjazn dotrwala do dzis, choc przestalismy wspolpracowac dwadziescia lat temu.

Sekretarka jaka "odziedziczylem" przejela organizacje przygotowywania transportow i nie miala czasu na moja korespondencje. Moje starania o dostanie sekretarki zeby zaczac marketing i powiekszenie exportu - wowczas export stanowil tylko 8% calosci sprzedazy - nie trafialy do przekonania, bo mialem sekretarke i w przeszlosci to wystarczalo, wiec poco wydawac pieniadze na dodatkowa. Jak sie dzis patrze na ten okres, to trudno mi pojac jak firma tak nie fachowo prowadzona mogla dojsc do tego ze jest jedna z najbardziej zannych w dziedzinie biotechnologii i chyba niema nikogo w tej branzy ktory by sie nie ksztalcil lub pracowal na aparaturze firmy.

Analiza firmy ktora napewno bylaby ciekawa, nie jest tematem tych wspomnien. Po dlugich targach zaczalem dostawac "pomoc". Byly to pomoce najroznorodniejsze, moja korespondencja byla sprawdzana przez szefa sprzedazy, ktory ukonczyl anglistyke i bardzo lubil pisac, choc mial powazne problemy z ortografia. Normalnie na moim biurku jak przychodzilem do pracy byla sterta mojej korespondencji z poprzedniego wieczoru, wszystko poprawione, czesto z roznymi zlosliwymi uwagami, tak ze niecierpialem przychodzic do biura i patrzyc sie na swoje biurko. Niestety nie mialem wielkiego wyboru.

Poniewaz w ciagu pierwszego roku export sie podwoil, wiec zaczeto na mnie inaczej patrzec. Problemem byla skala plac, ktora byla b. niska a znalezienie sekretarki za te place bylo praktycznie niemozliwe. Jak ktos nawet przyszedl to po krotkim pobycie dostawal lepiej platna prace i zaczynalo sie wszystko od poczatku. Dodatkowym powodem niskich plac bylo to ze wlasciwie w firmie bylo 2 sekretarki: jedna prezydenta firmy a druga szefa sprzedazy, ktora rownoczesnie pelnila obowiazki kierownika biura sprzedazy.

Mimo ze w Stanach nie mowi sie na temat zarobkow, ktore sa zawsze tajemnica, sa przecieki i jak by moja sekretarka dostala wiecej jak pozostale, to by byl powazny problem personalny. Poczatkowo personalny angazowal dla mnie sekretarki. To nie zawsze sie udawalo i bylo kilka smiesznych wypadkow ktore wspomne.

Jedna z pierwszych sekretarek byla starsza pani mieszkajaca w naszej dzielnicy. Jej maz mial powazne stanowisko, a ona chyba pracowala dla rozrywki. Byla doskonala sekretarka, moje listy nie wymagaly wielu poprawek. Miala jeden problem: zawsze smierdziala czosnkiem, tak ze dyktujac staralem sie siedziec dosc daleko, zeby jej nie czuc. Jak mi pozniej powiedziano, ona stale popijala gin i zeby to nie pachnialo, jadla czosnek. Meza przeniesli i ona odeszla.

Nastepna byla tez doskonala sekretarka. Ja zlamalem noge i bylem prawie 2 miesiace w szpitalu a potem w domu na rekonwalescencji, poniewaz zlamalem noge na firmowym parkingu ubezpieczenie firmy nie chcialo zebym przychodzil do biura do czasu jak dostane zezwolenie od lekarza. Codziennie dostawalem poczte i odpowiadalem na nia na dyktafonie. Biuro mialo korzysc ze wszystko bylo zalatwiane na biezaco, a ja majac swoje obowiazki duzo latwiej znosilem pobyt w szpitalu, gdzie zrezta poznalem moja obecna malzonke. Niestety po moim powrocie ze szpitala i podrozy do Europy, moja sekretarka rozeszla sie z mezem i wyjechala.

Wspomne kilka sekretarek - ktore pozostawily pamiec po sobie:

Po powrocie z podrozy sluzbowej znaleziono mi sekretarke. Byla wymalowana na rudo rozwodka, ktora miala problem w zrozumieniu mojej angielszczyzny, szczegolnie jezeli chodzi o terminy techniczne. Miala za to sporo fantazji i jej brudnopisy byly tak kapitalne, ze musialem zamykac drzwi swego gabinetu, bo doslownie ryczalem ze smiechu bojac sie ze sie "posiusiam". Dlugo u mnie byla. Najwazniejsze bylo jak sie nauczylem nie trzymac ludzi dluzej niz okres probny, bo po tym okresie zwolnienie pracownika bylo trudniejsze, nie mowiac o tym ze jak to byly murzynki, to zaczynal sie powazny problem i oskarzenie o rasizm. Z drugiej strony firma musiala miec pewien procent "amerykanskich afrykanczykow" i starali sie mi ich wsadzac, szczegolnie jak mnie nie bylo i wowczas robili mi "przysluge" ze mialem sekretarke jak wrocilem.

Raz zastalem bardzo ladna wysoka i zgrabna Murzynke. Nosila zawsze takie powloczyste szaty i trzeba powiedziec ze byla inteligentna i dobra sekretarka. Problem byl w tym ze przychodzila "w kratke" i pozatem jak sie okazalo byla na narkotykach.

Wspomne dwie doskonale sekretarki, ktore niestety po roku odeszly na znacznie lepiej platne posady. Janet byla polsko-kanadyjskiego pochodzenia, absolwent nauk politycznych miejscowego uniwersytetu gdzie jej wuj byl profesorem Polonistyki, pozniej moja corka byla jego studentka. Dzieki niej firma dostala Prezydencka Nagrode Doskonalosci w Exporcie. Zrobilismy razem na video film o firmie, gdzie ona napisala scenariusz i narracje ktora sama czytala. Poczatkowo mielismy bardzo mile stosnki, ale po pewnym czasie ochlodly zapewne datego ze nie chciano jej dac podwyzki o jaka zabiegalem.

Druga byla rowniez Dolores. Byla zawodowa sekretarka z klasa. Jej maz byl na kierowniczym stanowisku w telefonach, dzieci byly juz dorosle. Mielismy mile stosunki, moglem spokojnie podrozowac wiedzac ze wszystko jest zapiete na ostatni guzik. Co dyktowalem musiala zrozumiec i zawsze miala mase pytan, szczegolnie kiedy w podobnych sprawach pisalem do roznych klientow czy agentow w inny sposob. Moje tlumaczenie ze sa roznice w interesach do niej nie przemawialo. Jak bylo biale, to zawsze mialo byc biale. Odeszla jak dostala dokladnie podwojna place. Potem przez pewnie czas utrzymywalismy stosunki towarzyskie.

Po jej odejsciu mialem caly szerek aplikantek. Niestety nie bylo nikogo odpowiedniego. Poniewaz to byla zima wiec jednej z pan wychodzac podalem plaszcz. Poniewaz mi nie odpowiadala, wiec poslalem ja do personalnego gdzie ona oskarzyla mnie o "sexual harrasment". Mysle ze powodem tego byla zemsta ze nie chcialem jej zaangazowac z moze poniewaz podalem jej plaszcz. Powinna sie byla najpierw popatrzyc do lustra nim zrobila takie oskarzenie. Dyrektor personalny zaraz przyszedl i byla mowa o adwokacie firmy jezeli zlozy oskarzenie. Na szczescie obylo sie tylko na strachu i pozniej balem sie miec poufne rozmowy z aplikantkami. Obled.

Uleglem, bo akurat wyjezdzalem i dostalem Murzynke. Poczatkowo byla dobra, choc za duzo wisiala na telefonie w swoich osobistych sprawach. Chcialem sie jej pozbyc, ale Personalny sie bal, bo to byl okres nacisku na przyjmowanie Murzynow. Mialem mu dawac poufne informacje na jej temat, ktore moze beda wystarczajace do jej zwolnienia. Zgodnie z instrukcja zaczalem zbierac kopie listow z pomylkami, a potem nagrywac jej prywatne rozmowy. Poniewaz dzwonila z firmowego telefonu i w czasie pracy, wiec prawo na to pozwalalo. Od wielu lat mialem podlaczeny telefon do magnetofonu, ktore bylo konieczne jak mialem rozmowy miedzykontynentalne, zeby potem przesluchac i dac sekretarce do zrobienia notatek. Zreszta kiedys oczyscilem sie w ten sposob od zarzutow ze bylem nieprzyjemny w rozmowie telefonicznej i potem poskarzono sie na mnie naszemu "Chairman'owi", co mozna chyba przetlumaczyc na przewodniczacego rady nadzoczej, a on zawsze broniacy klientow przylecial do mnie "z pyskiem". Dalem mu tasme z nagranej rozmowy i szybko wrocil z przeprosinami i potem sobie dal zalozyc podobne urzadzenie.

Poniewaz moj telefon mial 5 linii, wiec musialem zalozyc specjalne urzadzenie zeby moc sluchac kazda z linii, bo ona dzwonila z roznych telefonow, wiedzac ze firma nie pozwala na prywatne rozmowy, a ja mialem ja stale na oku. Po pewnym czasie ja zabrano i pracowala przez jakis czas dla kogos innego.

Moja ostatnia sekretarka byla Bernice. Starsza juz pani przypominajaca mi Edith z "All in the Family". Ci ktorzy tego programu nie znaja wyjasnie, ze byla naiwna i nie mozna ja bylo nazwac Einsteinem. Byla chetna do roboty, pracowita, lojalna, ale jak sie jej wszystkiego nie wylozylo i to kilkakrotnie poki do niej to doszlo, to bylo sporo komicznych sytuacji.

W tym czasie majac sporo obowiazkow, wiekszosc moich listow dyktowalem w samochodzie jadac i wracajac z biura, lub w czasie jakichs wyjazdow. Ona wszystko ladnie przepisywala, czesto piszac rozne bzdury, jak czego nie zrozumiala. Dostala maszyne do pisania z pamiecia, tak ze jak napisala do pamieci to potem latwo bylo poprawic i mnie wystarczylo tylko sprawdzic poprawki. Tu zaczynal sie problem, bo ona "lubila pisac na maszynie". To ze ja nie lubilem czytac ten sam list kilkakrotnie do niej nie docieralo.

Pamiec w jej maszynie byla ograniczona do 5 stron, tak ze po napsianiu listu i zrobieniu poprawek, trzeba bylo pamiec wyczyscic i zaczynac od nowa. Z tym to byl powazny problem i mimo ciaglych moich ponaglan nigdy sie to nie zmienilo. Zawsze pamiec byla pelna i ona musiala wszystko przepisywac od nowa.

Jej drugim powaznym problemem bylo to ze nigdy nie mogla znalezc gdzie co wlozyla w akta, tak ze ja dla pewnosci trzymalem na biurku sterty papierow. Oczywiscie jak wyjechalem i nie zamknalem ich to jak wrocilem, wszystko bylo slicznie wlozone do akt, tylko ze nigdy nie mogla znaleazc do ktorych.

Poniewaz ze wzgledow oszczednosciowych nie przyjmowano nowego personelu, wiec mialem do wyboru albo ja miec, albo niemiec nikogo. Wybralem to pierwsze i potem zostawilem ja w spadku memu zastepcy, zeby pozniej ja przy nastepnej redukcji zwolnili.

Stanislaw Szybalski


maj 2002
Stanisław Szybalski
Punta Gorda, FL 33950
Prawa autorskie zastrzezone maj 2002